KANADYJSKIE LIFESTORY
 

Wesele w kanadyjskim stylu

Moje pierwsze doświadczenia związane z kanadyjskim ślubem sięgają roku 2012. Było, to jeszcze wtedy kiedy przez głowę mi nie przeszło, że przyjdzie mi bardziej dogłębnie poznać je od środka. To co dalej pamiętam z mojego pierwszego kanadyjskiego wesela, to fakt, że wyszłam z niego głodna. Możecie mnie uznać za niewdzięczną istotę. No bo w końcu miłość jest najważniejsza. To prawda miłość jest ważna, ale ważne są też żołądki gości, którzy zrobili jednak jakiś tam wysiłek, żeby wcisnąć się w obcisłą sukienkę, niewygodne szpilki czy garnitur, który zakładają od wielkiego dzwonu i pojawić się na tym wyjątkowym wydarzeniu.

Zanim dotarłam na moje pierwsze kanadyjskie wesele, miałam tylko i wyłącznie doświadczenie bycia gościem na polskich ślubach, gdzie jak wiadomo, poprzeczka pod względem ilości jedzenie i alkoholu zawieszona jest dosyć wysoko. Naprawdę trudno jest ją przeskoczyć. Nie wspominając o tańcach do białego rana, kiedy czasami zamiast taksówki byłam w stanie złapać poranny autobus!

Nie będę jednak pisała o jedzeniu, ponieważ to co lubię najbardziej w jedzeniu, to je jeść. Nie należę do osób, które potrafią soczyście o nim opowiadać. O dziwo, nie lubię nawet robić zdjęć jedzenia.

Życie okazało się na tyle przewrotne, a ja na tyle „szalona”, że kilka lat temu postanowiłam zostać fotografem, na dodatek ślubnym. Nie do końca mam pojęcia, co mi wtedy w duszy grało, bo pomysł ten pojawił się zupełnie znikąd. Nigdy miałam takiego pragnienia, ani marzenia. Lubiłam robić zdjęcia, ale żeby starać się z tego wyżyć? Jak widać wyobraźnia może być niekiedy bardzo wybujała. Żeby było tego mało, w 2015 roku zrezygnowałam z pracy w agencji reklamowej, żeby realizować swój fotograficzny plan. I tak od tamtego czasu mam przyjemność poznawać kanadyjską kulturę ślubów, mniejszych i większych wesel z zupełnie innej perspektywy. Dalej wychodzę z większości z nich głodna. Tym razem powód jest nieco inny: nie mam czasu na jedzenie.

Tak naprawdę dopiero w zeszłym roku Ever After rozłożyło skrzydła, a ja doświadczyłam pierwszych wesel hinduskich, żydowskich, chińskich, na farmie, nad jeziorem czy na polu golfowym. Wyobraźnia mieszkańców Kanady niekiedy nie zna granic, a różnorodność kulturowa sprawia, że fotograf ślubny, który jest otwarty na nowe doświadczenia, na pewno nie będzie się nudzić!

 

HORAH, czyli jak sprawdzić formę fotografa

Uwielbiam śluby na których dużo się dzieje i które uczą mnie nowych rzeczy i niekiedy uzmysławiają mi jak niewiele jeszcze wiem i jak wiele jeszcze przede mną.
Jednym z moich ulubionych ślubów z zeszłego roku jest ślub, który odbył się w tradycji żydowskiej. Niesamowita atmosfera, muzyka i energia sprawiła, że momentami łapałam zadyszkę i nie wiedziałam w którym kierunku skierować aparat, bo wszystko działo się w błyskawicznym tempie. Jednym z takich momentów była Horah, czyli energetyczne tańce, które odbywają się zaraz po ceremonii. Rozpoczynają się od wejścia Pary Młodej, gdzie wszyscy goście czekają już na nich na parkiecie. Młodzi rozdzielają się i dołączają do grup: Panna Młoda tańczy z kobietami, a Pan Młody z mężczyznami. Rzucanie Pana Młodego na prześcieradle, wzajemne podnoszenia, kręcenie się, a raczej wirowanie w szybkim tempie czy pod koniec po złączeniu sił podnoszenie Pary Młodej na krzesłach, to podstawa. Kilkaset gości, którzy podobnie jak my chcą wszystko zobaczyć sprawia, że jedynym wyjściem, żeby cokolwiek sfotografować jest wysoki punkt, czyli przynajmniej krzesło, albo drabina. Oczywiście ewentualne upadki wliczone są w ryzyko pracy na wysokościach!

Ślub żydowski

 

BRIDAL PARTY

Na polskich weselach mamy świadków, czyli zazwyczaj dwie osoby, które są najbliższe do Pary Młodej. W Kanadzie i w Stanach hulaj duszo! Na każdym ślubie, nawet kameralnym jest Bridal Party, zazwyczaj pomiędzy 4 – 10 osób, które wybrane są przez Parę Młodę i towarzyszą im prawie wszędzie: podczas ceremonii stoją zaraz obok nich, siedzą z nimi przy stole plus zawsze jest obowiązkowa sesja grupowa. Wśród Bridal Party wybrane są dwie osoby, po jednej ze stron, które pełnią rolę Maid of Honour i Best Man. Są to osoby, które nieco bardziej niż pozostali członkowie z Bridal Party zaangażowani są w pomoc przy organizacji ślubu i ogarniają niektóre rzeczy w jego dniu. To oni również podpisują licencję ślubną podczas ceremonii. Największe Bridal Party jakie musieliśmy okiełznać do tej pory liczyło „tylko” 30 osób!

 

 

BARAAT, FERIA KOLORÓW I KOŃ W MIEŚCIE

Uwielbiam indyjskie jedzenie i bardzo chciałam sfotografować pierwszy indyjski ślub. Jak widać w mojej głowie wesela są mocno połączone z jedzeniem.
Mogłoby się wydawać, że w Toronto i okolicach, gdzie społeczność indyjska jest bardzo liczna, nie jest to trudne. Niestety bez wcześniejszego doświadczenia, znajomości zwyczajów, które w czasie ślubu potrafią trwać dosłownie sekundę, jest to bardziej skomplikowane. Mieliśmy jednak, to szczęście, że trafiliśmy na Elmirę i Nikhila, indyjsko – pakistańską parę, która szukała czegoś świeżego, nowoczesnego, a nie kolejnego tradycyjnego fotografa. Jakimś cudem, po kilkudziesięciu minutowej rozmowie na skypie, zaufali nam i zostaliśmy ich fotografami! Po naszej sesji zaręczynowej, która odbyła się w Nowym Jorku, mieliśmy prawie dwugodzinne spotkanie podczas, którego przeszliśmy przez wszystkie szczegóły ich dwudniowego świętowania. Warto dodać, że dwa dni, to minimum przy tego typu ślubach, zazwyczaj trwają one trzy dni. Po spotkaniu wyszłam z wielką głową, ponieważ ilość zwyczajów była delikatnie mówiąc przytłaczająca. Na szczęście wszystko staje się nieco bardziej jasne w praniu.

I tak 20 maja, w mojej wyobraźni przeniosłam się na chwilę do Indii, w których jeszcze nigdy nie byłam. Wszystko zaczęło się od Baraat, czyli pochodu gdzie rodzina Pana Młodego odprowadza go do Panny Młodej. Tradycyjnie Pan Młody powinien jechać na słoniu, te jednak zakazane są na ulicach Toronto, stąd Nikhil jechał na odpowiednio przyozdobionym koniu. Pochód trwał około 30 minut i ruszał się bardzo wolnym tempem. Co sprawiło, że kamień spadł mi z serca, bo mieliśmy wystarczającą ilość czasu na uchwycenie ulotnych momentów. W trakcie Baraat wszyscy tańczyli i śpiewali do muzyki granej z wielkiego głośnika, a rytm wybijany przez bębniarza spowodował, że atmosfera stała się jeszcze bardziej energetyczna. Feeria barw, indyjska muzyka, uczyniły, że jedna z głównych ulic Toronto, w ten sobotni poranek, nabrała zupełnie innego koloru!

 

Kiedy patrzę na te zdjęcia w dalszym ciągu trudno jest mi uwierzyć, że wszystko to działo się w centrum Toronto, niedaleko CN Tower! Po pierwszym dniu naszego indyjskiego ślubu nie mogłam się doczekać kolejnego dnia, który był już nieco bardziej tradycyjny i skupiony głównie na wspólnym świętowaniu, jedzeniu, przemowach i tańcach, które sprawiły, że poczułam się jakbym byłam częścią Bollywood! Muszę przyznać, że uwielbiam fotografować pary, których wzajemne uczucie do siebie zaraża innych i łączy rodziny, w tym przypadku pakistańsko – indyjską. A jak wiadomo historia obu tych krajów i ich wzajemne relacje są dosyć burzliwe.

Siedzisko/ tron Nowożeńców też robi wrażenie!

 

NIEKOŃCZĄCE SIĘ PRZEMOWY

Na każdym ślubie niezależnie w jakiej tradycji, pojawiają się przemowy, które niekiedy rozbijają rytm wieczoru i znacznie obniżają jego energię. Przemowy, czyli Speeches, odbywają się zazwyczaj podczas kolacji i oddawane są w ręce najbliższej rodziny i przyjaciół, którzy najbardziej znają Parę Młodą. To właśnie w trakcie nich można dowiedzieć się w jakich okolicznościach poznała się Para Młoda, gdzie mieli swoją pierwszą randkę, kto ich ewentualnie zeswatał, jakimi są ludźmi. Przemowy odbywają się często po kilku drinkach stąd w przypływie alkoholowej szczerości można niekiedy usłyszeć historie, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Mój stosunek do przemów jest dosyć mieszany. Z jednej strony darzę je sympatią, zwłaszcza kiedy mają dobre tempo i można uchwycić niesamowite reakcje: śmiech, łzy, zdziwienie. Niekiedy przemowy trwają znacznie za długo i sprawiają, że ludzie wokół zaczynają przysypiać i szukać drogi do baru! Na jednym ślubie wszyscy mogli usłyszeć historię Panny Młodej od momentu kiedy przyszła na świat, aż do momentu kiedy poznała swojego obecnego męża! Niektóre przemowy mogą też odbyć się w formie śpiewanej lub rapowej. Jedynym ograniczeniem, w tym przypadku, jest wyobraźnia!

 

 

MUSKOKA

Kanadyjczycy uwielbiają swoje letnie domki tzw. cottage. Jeżeli ich nie mają, to o nich marzą. Jedną z form wzięcia mniej tradycyjnego ślubu jest zaproszenie gości na jezioro i świętowanie w bardziej relaksującej formie, z dala od sal bankietowych, za bardzo błyszczących sukienek i wysokich szpilek. Kierunkiem, który w Toronto cieszy się dużą popularnością jest Muskoka, rejon oddalony około 2 godzin jazdy samochodem od stolicy GTA, gdzie znajduje się około 1 600 jezior. Jeżeli ktoś w Toronto powie, że ma Muskoka wedding, to od razu wiadomo, że najprawdopodobniej ceremonia odbędzie się na świeżym powietrzu, często z widokiem na jezioro, a goście będą bawić się w bardziej nieformalnej atmosferze i na bank zostaną pogryzieni przez komary!
Uwielbiam śluby w Muskoce. W 2017 mieliśmy szansę sfotografować tylko jeden z nich, ale w tym roku będziemy mieli okazję uchwycić aż trzy!

 

 

NA POŁUDNIE

Idealnym sposobem na ograniczenie liczby gości weselnych, wzięcie ślubu w zimie i połączenie go z małymi wakacjami jest pobranie się gdzieś gdzie jest cieplej, czyli tzw. „Destination Wedding”. Popularnymi kierunkami wśród Kanadyjczyków jest Meksyk, Jamajka, Dominikana, Barbados czy St. Lucia. Najczęściej każda z osób, która zaproszona jest na tego typu ślub pokrywa własne koszty podróży i zakwaterowania, a prezenty dla Pary Młodej są w tym przypadku znacznie mniejsze niż przy tradycyjnych ślubach. Prawie każdy fotograf, który uwielbia podróżować lubi Destination Weddings. Ja jak na razie mam trzy z nich na swoim koncie: dwa w Meksyku i jeden na Dominikanie, ale mam zamiar powiększyć ich liczbę! Zwłaszcza w czasie zimy, kiedy kanadyjski sezon ślubny jest prawie żaden. A kto nie chciałby nieco wygrzać swoich kości w styczniu i przy tym zarobić kilka dolarów. Praca idealna!

 

 

OGRANICZA NAS TYLKO WYOBRAŹNIA

To co opisałam, to tylko kropla w tym co dzieje się w na ślubach w Kanadzie, bo jak widać pojęcie to jest bardzo szerokie i wszystko zależy od kultury, tradycji i podejścia do życia. Moim głównym celem jako fotograf ślubny jest uchwycić wszystkie emocje, które mieszają się w każdej minucie, w tym dniu. Uwielbiam śluby połączone z naturą, nieco kameralne, gdzie goście weselni są bardziej rozluźnieni. Nie mogę doczekać się kilkudziesięciu ślubów, które będę fotografowała w tym roku. No bo jak nie czekać z wypiekami na kolejny ślub indyjski, tym razem 3 dniowy, żydowski, chiński, pierwszy ślub pakistański, jeden ślub na Toronto Island, trzy w Muskoce i kilka ślubów w centrum Toronto, które będą połączone z klimatem miasta. We wszystkim ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia, podobnie jest ze sposobem w jaki weźmiemy ślub!

Written by

Osiem lat temu postanowiłam zamknąć swoje, dosyć, poukładane życie w Polsce i przez rok pomieszkać w kraju który ludziom kojarzy się z zimnem, liściem klonowym i pięknymi krajobrazami. Moją przygodę z Kanadą rozpoczęłam w Edmonton, skąd po trzech tygodniach, przeniosłam się do Toronto, gdzie dalej mieszkam. Ciągle szukam nowych wrażeń i bodźców. Jestem uzależniona od podróżowania, fotografowania, a moja lista rzeczy do zrobienia rośnie z każdym dniem. Zapraszam do polubienia 6757km na facebooku i śledzenia co dzieje się w Kraju Klonowego Liścia. A dzieje się sporo! Monika

Latest comments
  • Robisz naprawdę niesamowite zdjęcia! Ja niestety nie miałam szczęścia do fotografa i niektóre z naszych zdjęć naprawdę jest mi wstyd pokazywać innym.

  • Monika, świetny reportaż z tego wyszedł plus zdjęcia miodzio – może by się National Geographic zainteresowało? Temat i wykonanie jak znalazł dla nich! Daj znać, kiedy fotografujesz w Vancouver! Serdeczności 🙂

  • Co kraj to obyczaj. Wszędzie inaczej wyglądaja wesela.Bardzo ładnie przedstawiłaś to wszystko. Pozdrawiam

  • Monika! Zgłaszam zapotrzebowanie na post 🙂 jestem bardzo ciekawa jak wygląda praca fotografa ślubnego w Kanadzie, ale własnie od strony wchodzenia na rynek, czym się różnią klienci w CA od klientów w PL 😉

LEAVE A COMMENT

%d bloggers like this: