Z wielkim żalem opuszczaliśmy Wyspę Księcia Edwarda. Pomimo tego, że spędziliśmy na niej pięć dni, przejechaliśmy ją częściowo na rowerach, a później samochodem, to w dalszym ciągu mieliśmy niedosyt. Jej sielskość, magiczne kolory, pyszne jedzenie nas zaczarowały. Niestety urlopy nie mogą trwać wiecznie!
Postanowiliśmy jednak nieco przedłużyć nasz wakacyjny stan i obrać trochę dłuższą drogę powrotną. Po przejechaniu wszerz Nowego Brunszwiku wjechaliśmy do Quebecu i skierowaliśmy się w kierunku niewielkiej miejscowości Rimouski, oddalonej o około 300 kilometrów od stolicy francuskojęzycznej prowincji. To właśnie tutaj był początek naszej trasy wzdłuż rzeki Świętego Wawrzyńca. Rzeki długiej na 1197km, która swoją drogę zaczyna w jeziorze Ontario i dzięki której Wielkie Jeziora połączone są z Oceanem Atlantyckim.
Do miatsteczka Rimouski wjechaliśmy w lipcowy poranek, kiedy wszystko powoli budziło się do życia. Ludzie leniwie przechadzający się po ulicy, pijący kawę w małych kawiarniach. Rozgrzewające słońce odbijało się od tafli rzeki Świętego Wawrzyńca, którą teraz będziemy widzieć przez prawie 300 kilometrów. Była to mała zapowiedź czegoś, czego zupełnie się nie spodziewaliśmy.
BEZLUDNA KANADA
Uwielbiam kanadyjski brak przeludnienia. W drugim co do wielkości kraju na świecie, mieszka mniej ludzi niż w Polsce, zaledwie 36 milionów. Większość populacji, skupiona jest w dużych miastach. Największy „tłok” panuje w prowincji Ontario. Na terenie trzy razy większym niż Polska, mieszka niecałe 14 milionów mieszkańców, co daje 38% całego kanadyjskiego społeczeństwa. Drugi w kolejce jest Quebec i 8 milionów ludzi. Warto jednak dodać, że powierzchniowo prowincja ta jest 60% większa niż Ontario. Żadne liczby, przeliczenia nie są w stanie opisać tej kanadyjskiej przestrzeni. Ją po prostu trzeba poczuć na własnej skórze.
Jadąc wzdłuż rzeki Świętego Wawrzyńca miałam nieodparte wrażenie jakby o tej części Kanady wiedzieli jedynie mieszkańcy Quebecu i skrzętnie ukrywali ją przed całą resztą. Po drodze mijaliśmy niewielkie, turystyczne miejscowości, które w sezonie wyglądały jakby świat o nich zapomniał. Piękne, wypielęgnowane domy, które na moje oko prezentowały się aż za ładnie. Przycumowane łódki, bujające się na wodzie przez lekko zawiewający wiatr. Wszystko dopięte na ostatni guzik!
Gdziekolwiek nie spojrzałam, wszystko wyglądało tak jakby czekało na perefecyjne zdjęcie, reklamujące prowincję Quebec. Cała ta atmosfera idealności sprawiła, że również ludzie których mijaliśmy pod drodze sprawiali wrażenie jakby zostali zatrudnieni do całego projektu!
Nasze oczy przez kilka godzin miały czas, żeby najeść się tych nieskazitelnych widoków i soczystych kolorów. Wybranie dłużeszej, powrotnej trasy było bardzo dobrym pomysłem. Po raz kolejny przekonałam się jak zróżnicowana jest Kanada i im więcej ją poznaję, tym bardziej robię się jej głodna. Kolejnym argumentem na wybranie tej drogi był też fakt, że jeszcze nigdy nie widziałam stolicy prowincji Quebec, Quebec City, latem. Zimą, zawitałam tam już pięć razy, ale ani razu nie miałam okazji zobaczyć tego miasta nie będącego pod przykryciem białego śniegu, w wersji zielonej i jak się okazało bardzo, bardzo turystycznej. Ale o tym innym razem.
dorota | 19 marca 2017
|
Przepiękne widoki..i taki spokój 🙂 kolejna odsłona tajemniczej Kanady
marcin | 21 marca 2017
|
od miesiaca czekam na dodanie do grupy oh kanada na facebooku… polecam dodac kogos innego jeszcze jako administratora bo inni tez by chcieli zadac pytania a nie moga ze wzgledu na brak akceptacji…
Monika Grzelak | Author | 21 marca 2017
|
Marcin widocznie wpadłeś do spamu Facebookowego. Ludzi akceptuję codziennie, ale jest wiele fałszywych kont, których po prostu nie dodaję. Podeślij mi na maila Monika@6757km.com swoje info i Cię dodam. Pozdrawiam
Karol Kwietniewicz | 23 marca 2017
|
hej… mam ten sam problem 🙁 mam nadzieje ze zostane wreszcie dodany, moze ten drugi administrator to nie zly pomysl, pozdrawiam 🙂