Niezależna, odważna, romantyczna, mądra, lojalna idywidualistka z włosami w kolorze marchewkowym, chochlikiem w oczach i niezliczoną ilość piegów na nosie. Tak w kilku słowach jest Ania z Zielonego Wzgórza postać stworzona przez Lucy M. Montgomery, którą pokochły miliony dzieci i dorosłych na świecie.
Gdyby Lucy M. Montgomery zwątpiła w samą siebie, to pewnie postać urokliwej Ani nie ujrzałaby światła dziennego. Po napisaniu powieści, w 1905 roku, została ona odrzucona pięć razy przez wydawnictwa do których rękopis książki wysłała Montgomery. Po tej porażce, na dwa lata została ona zamknięta w szufladzie i dopiero po jakimś czasie jej autorka zdecydowała się dać jej jeszcze jedną szansę. Po niewielkich poprawkach, przesłała ją do wydawnictwa w Bostonie, które książkę zaakceptowało, nie wiedząc wtedy jak bardzo będzie to dla nich intratna decyzja. Po zaledwie roku od publikacji, która nastąpiła w roku 1908, „Ania z Zielonego Wzgórza” została sprzedana w setkach tysięcy egzemplarzy, przetłumaczona na język szwedzki, a z czasem na kolejnych 20 języków.
CZERWONE PLAŻE
Do Cavendish dotarliśmy, na rowerach, o zachodzie słońca. Powietrze robiło się chłodniejsze, a znad oceanu zawiewał orzeźwiający wiatr, który przynosił zapach morza. Zanim dojechaliśmy na pole namiotowe, podziwialiśmy jaskrawoczerowne słońce kryjące się za chmurami, a później za widnokręgiem. Jego intensywny kolor odbijał się w niebieskich wodach oceanu i ceglastej, piaszczystej plaży.
Wyspa Księcia Edwarda była ostatnim, ale najbardziej wyczekiwanym przystankiem podczas naszej ponad dwutygodniowej podróży. W mojej niewielkiej, rowerowej torbie, jakimś cudem, znalazłam miejsce na książkę o Ani, którą kupiłam kilka dni wcześniej w antykwariacie w Saint John, w Nowym Brunszwiku. O dziwio, kupienie jej w Toronto okazało się zadaniem niemożliwym do zrealizowania. Po kilku wizytach w księgarniach czy torontońskich antykwariatach słyszałam tylko, że wszystkie kopie zostały wysprzedane. To było wielkie rozczarowanie. Lucy M. Montgomery jest jedną z najbardziej znanych, kanadyjskich pisarek, które znacznie przyczeniły się do wzrostu popularności Kanady jako kierunku turystycznego i nie tylko. Jej książki powinny być dostępne na wyciągniecie ręki!
Czy to nie przyjemnie, że jest tak dużo rzeczy, które jeszcze poznamy? To właśnie sprawia, że ja się tak cieszę życiem. Świat jest taki ciekawy. Nie byłby taki ani w połowie, gdybyśmy wszystko o nim wiedzieli, prawda?
Lucy M. Montgomery. Ania z Zielonego Wzgórza
Noc spędziliśmy na jednym z największych pól namiotowych w Cavendish. Kilka dni wcześniej, było ono bazą noclegową dla tysięcy ludzi, którzy przyjechali tutaj na coroczny festiwal muzyki country: Cavendish Beach Music Festival. W dalszym ciągu mogliśmy zobaczyć pofestiwalowe pozostałości w postaci sznurków zawieszonych na drzewach. Jak się później okazało pogoda nie wsparła fanów muzyki country i przez kilka dni lały się z nieba strugi deszczu. Były one tak mocne, że nad namiotami trzeba było zawieszać plandeki, żeby je zabezpiczyć przed całkowitym zalaniem. My mieliśmy na tyle szczęścia, że podczas naszych wojaży rowerami po wyspie, nie spadła ani kropla wody z nieba. Nie zawsze wiatr w oczy.
ZIELONE DACHÓWKI
Wstaliśmy skoro świt. Zjedliśy szybkie śniadanie w postaci owsianki, którą popiliśmy średniej jakości, rozpuszczalną kawą. Zapakowaliśmy namiot i ruszyliśmy w kierunku domu Ani. Poranek był bardzo rześki. Zza puchatych obłoków, nieśmiało wychodziło słońce. Byliśmy przekonani, że będziemy jednymi z pierwszych osób, które zapukają, tego dnia, w drewnanie drzwi domku na zielonym wzgórzu.
Oczywiście, nie mogliśmy bardziej się mylić! Po przyjechaniu na miejsce, od razu naszym oczom rzuciły się duże, turystyczne autokary z których powoli wysypywali się miłośnicy Ani. Chmury ludzi, z zawieszonymi aparatmi na szyi, które ruszyły w kierunku okienek kasowych.
Bez pośpiechu zaparkowaliśmy rowery na których znajdował się nasz cały ekwipunek potrzebny to odkrywania wyspy. Za każdym razem, w takiej sytuacji, przechodzi mi uparcie jedna myśl przez głowę: czy wszystko zastanę w takiem samym stanie jak wrócę? No cóż pomimo kilku lat mieszkania w Kanadzie, dalej mam mocno ograniczone zaufanie i wolę chuchać na zimne. Lenistwo wygrało. Nie uśmiechało mi się maszerowanie z naszymi ciężkimi torbami pod pachą, dlatego moja wiara w ludzi została wystawiona na próbę.
Po zakupienie biletów do Green Gables Heritage Place, wkroczyliśmy w świat stworzony przez Lucy M. Montgomery. Miejsce, gdzie znowu można poczuć się jak dziecko i złapać do siebie i świata nieco dystansu. To co od razu rzuciło mi się w oczy to prostota tego miejsca. Wszystko było skromne, tak jakby zatrzymało się w czasie. Bez zbędnych upiększeń, dodatków, które jeszcze bardziej mogłyby omamić i tak już wystarczająco omamionych turystów. Pewnie, gdyby Ania powstała u południowego sąsiada, to miejsce to wyglądałoby zupełnie inaczej. Jestem mocno przekonana, że wokół znajdowałby się ogromny park rozrywki, z każdego roku wyskakiwałaby rudowłosa Ania, a postać Gilberta odgrywana byłaby pewnie przez przystojnego modela. W kanadyjskim parku nie było nawet Gilberta?! Nie wspominając o Maryli i Mateuszu. Wszystkim turystom, wielbicielom postci stworzonej przez Montgomery, musiała wystarczyć tylko jedna, skromna Ania, która nieustanie była rozrywana do zdjęć. My też swoje odstaliśmy w kolejce. A co!
Nie należę do osób, które lubią robić zdjęcia w muzeach, czy tego typu podobnych miejscach, ale tym razem zrobiłam wyjątek. To znaczy nie do końca. Poprosiłam Norberta, żeby je zrobił 😉 Wiedziałam, że będę potrzebowała kilka sztuk na 6757km. Dzięki temu zabieram Was do domu Ani, który został dokładnie odtworzony tak jak został on opisany w książce. Natomiast dom Lucy M. Montgomery, w którym powstawały przygody dziewczyny o marchwekowym kolorze włosów, już nie istnieje. Znajdował się on zaledwie kilka kilometrów od Green Gables Heritage Place. Dalej ta część jest otwarta dla zwiedzających, ale oprócz zaznaczonego terenu, gdzie stał dom autorki i zadbanego ogrodu wokoło, nie ma nic. Trzeba mocno uruchomić swoją wyobraźnię, żeby zobaczyć jej oczami, gdzie powstała powieść znana na całym świecie.
Nikt nie jest za stary na marzenia, tak jak marzenia nigdy się nie starzeją.
Lucy M. Montgomery, Ania z szumiących topoli.
RUDOWŁOSA INSPIRACJA
Lucy M. Montgomery tworząc postać Ani, pisała nieco o sobie, ale bardziej o tym jaka ona sama chciała być. Dzięki temu rudowłosa dziewczyna, mieszkająca na niewielkiej wyspie, w atlantyckiej części Kanady stała się inspiracją dla wielu młodych osób z całego świata. Jej wyobraźnia, charyzma, lojalność, niekonwencjonalne widzenie natury, przeciętność, ale jednocześnie ponadprzeciętność sprawiły, że miliony ludzi z zapartym tchem czytali książki Montgomery. Gdyby jej autorka poddała się po pięciu odmowach związanych z publikacją przygód Ani, nie byłoby zielonych wzgórz, Alei Zakochanych czy Lasu Duchów. Nie czytalibyśmy o magii malutkiej wyspy, położonej gdzieś na oceanie Atlantyckim. Postać Ani pokazała nam, że można być innym, wyłamywać się z konwenansów, spełniać swoje marzenia i mieć wyobraźnię, która niekiedy pozwoli nam przetrwać trudne chwile codzienności.
Pamiętaj, że wszystko można zacząć od nowa. Jutro jest zawsze świeże i wolne od błędów.
Lucy M. Montgomery. Ania z Zielonego Wzgórza
Sara | 15 lutego 2017
|
Średniej jakości kawa rozpuszczalna = smak przygody i wielu niezapomnianych wrażeń
Monika Grzelak | Author | 22 lutego 2017
|
Oj tak! Już nie mogę doczekać się kolejnych, średnich jakości kaw rozpuszczalnych 🙂
Kasia | 15 lutego 2017
|
Ania jest jedyna w swoim rodzaju. Kiedy ponownie czytałam książki o Ani w zeszłym roku, już jako dorosła kobieta i matka, znalazłam w nich wiele emocji bardzo mi bliskich, uniwersalnie kobiecych. Wiem, że język i styl pisania L.M. Montgormery nie wszystkim przypada do gustu, i wydaje się nieco infantylny, ale ja to lubię. Twoje zdjęcia tchną spokojem i slow life, które celebrowali mieszkańcy Zielonego Wzgórza długo zanim stało się to modne wśród milenialsów. Po tym poście znowu chce mi się pisać o Ani, kto wiem, może jeszcze wróce to mojego zeszłorocznego blogowego projektu…. Uściski z Vancouver!
Monika Grzelak | Author | 22 lutego 2017
|
Kasia, wracaj do pisania o Ani! Koniecznie. Powiem Ci, że odwiedzając Wyspę Księcia Edwarda bardzo zainteresowała mnie postać samej Lucy, bo ta kobieta jak na swoje czasy była dosyc nietypowa, a jednocześnie popadła nieco w sidła obyczajowe. Ja zaopatrzyłam się w egzemplarz książki o Ani w oryginale, ale na razie czeka na swoją kolej na półce 😉
dorota | 15 lutego 2017
|
Czytałam Anie wiele razy.. Filmy także, choć książce nie dorównają. Czytałam także Pat, Emilke, Historynke i inne.. Nawet nie wiedziałam że świat Ani został tak odtworzony. I to w tak pięknym miejscu. Kanada to zawsze dla mnie góry, lasy i pociągająca dzikość natury. A tu taka niespodzianka 🙂 tak czekałam na ten wpis.. Być może kiedyś zobaczę to miejsce.. 🙂
Monika Grzelak | Author | 22 lutego 2017
|
Dorota, życzę Ci z całego serca, żebyś zobaczyła to miejsce na własne oczy. Zwłaszcza jak jesteś fanką Ani. To co najbardziej podobało mi się w odtworzeniu tego miejsca to to, że jest ono tak prosto pokazane, bez zbędnej kokieterii 😉
Aneta Grenda | 15 lutego 2017
|
Wyjątkowe miejsce. I istnieje naprawdę 🙂 Uwielbiam Anię z Zielonego Wzgórza i inne części, a teraz dzięki Tobie mogłam zobaczyć, że jej świat istnieje naprawdę. Piękna historia, urocze zdjęcia. Dziękuję 🙂
Monika Grzelak | Author | 22 lutego 2017
|
To prawda Wyspa Księcia Edwarda, to bardzo wyjątkowe miejsce. Nigdy nie sądziłam, że tam moja noga postanie. Cieszę się, że mogłam pokazać ten kawałek Kanady na blogu 🙂
Karolina | 17 lutego 2017
|
Obiecałam mojej mamie, że kiedyś ją tam wezmę. Mam nadzieję spełnić to nasze marzenie w niedalekiej przyszłości 🙂
Monika Grzelak | Author | 22 lutego 2017
|
Karolina, trzymam kciuki za realizację tego marzenia!
Marianna in Africa | 17 lutego 2017
|
Całą serię o Ani czytałam w dzieciństwie wiele razy, w ogóle mam chyba wszystkie książki L. M. Montogomery, jakie przetłumaczono na język polski! 🙂 Nabyłam niedawno wszystkie Anie na Kindle, żeby tym razem przeczytać w oryginale, Znów się rozmarzyłam, bo zawsze chciałam pojechać na Wyspę Księcia Edwarda, a Twoje zdjęcia pokazują, że chyba by mnie stamtąd nie wygonili 😉
Monika Grzelak | Author | 22 lutego 2017
|
Oj Marianna jak jesteś taką fanką Ani, to na pewno nie wygoniliby Cię stamtąd!:) To jest naprawdę magiczne miejsce, gdzie ma się wrażenie jakby czas na chwilę się zatrzymał.
J | 26 lutego 2017
|
Świetne klimatyczne zdjęcia. Zazdroszczę. Jestem wielką fanką książek L.M.M. Nigdy z nich nie wyrosnę. Ostatnio wróciłam do historii o Pat i do Błękitnego zamku. Chciałabym kiedyś odwiedzić Wyspę KE.
Zdzislaw Kukula | 1 października 2020
|
To juz 7-my rok jak po przejsciu na emeryture kupilem plac graniczacy z Avonlea (93 Forest Hills ln) w samym srodku Cavendish i wybudowalem tutaj swoj bungalow. Mam 74 lata i obserwuje latem mnostwo turystow z calego swiata odwiedzajacych Cavendish. Niestety musze przyznac ,ze ksiazka L.M. Montgomery to piekna bajka, ktora jednak nie ma wiele wspolnego z rzeczywistoscia…dwa lata temu przebywajac ponad 2 miesiace w miejscowym szpitalu QEII-nd in Charlottetown bylem kilka razy swiadkiem jak z sali telewizyjnej w szpitalu wychodzili wszyscy pacjenci i personel gdy speaker CBC zapowiadal kolejny odcinek serialu Anne with E…, ktory zreszta wkrotce kanadyjska TV CBC postanowila zaprzestac krecenie dalszych odcinkow z powodu malej ogladalnosci…. czyli ,ze miejscowi mieszkancy nie przepadaja za tymi „bajkami” pani Montgomery. Ania byla tak wrazliwa ,ze rozmawiala z natura a nie widziala jak mieszkancy wyspy masowo strzelaja do dzikich gesi , jak morduja w okrutny sposob przepiekne lisy ,ktore masowo zamieszkuja ta wyspe. Zdzislaw Kukula zkukula@bellaliant.net