Do Las Vegas wjechaliśmy przy blasku zachodzącego słońca, wycieńczeni gorącem pustyni Mojave i przy dźwiękach muzyki Elvesa Presley’a. Nasze oczy, pomimo całodziennego zmęczenia słońcem i jazdą zrobiły się większe. Nigdy wcześniej nie byliśmy w tym mieście, a mieliśmy nieodparte wrażenie jakbyśmy je znali. Wszystko przez niesamowity marketing Fabryki Snów, która sprawia, że każda osoba podróżująca po Stanach czuje się jak bohater jednego z amerykańskich filmów.
Kiedy zjechaliśmy z autostrady i zaczęliśmy powoli zmierzać w kierunku głównej ulicy, czyli Las Vegas Strip, przed nami ukazała się ogromna masa dorosłych ludzi, którzy wyglądali jakby byli w amoku. Wielu z nich sączyło alkohol z wielkich plastikowych pojemników czy robiło sobie zdjęcie z Marilyn. Wszystko to wymieszane z nagrzanym powietrzem i żarem lejącym się z nieba stanowiło mieszankę wybuchową.
Zostań z nami
Po kilku dniach spania w namiocie, samochodzie i tanim motelu mieliśmy ochotę na porządną kąpiel. Nasz hotel w Las Vegas nie należał do najbardziej luksusowych, ale zdecydowanie przerósł nasze oczekiwania. Zwłaszcza, że jedna noc w sporej wielkości apartamencie kosztowała tylko $40 USD, czyli bezcen w porównaniu z hotelami w San Francisco, które były średnio cztery razy droższe.
Nie ma co się dziwić, ponieważ konkurencja hotelowa w Mieście Grzechu nie śpi.
Na samym Las Vegas Strip liczba pokoi hotelowych wynosi 62 000, a w całym Vegas szacowana jest ona na 152 000, czyli gdybyśmy chcieli spędzić jedną noc w każdym z nich, to zajęłoby nam to ponad 416 lat!
Niska cena hoteli sprawia również, że wizyta w tym mieście jest dostępna dla wielu ludzi, a co za tym idzie mogą zostać tutaj dłużej plus wrzucić więcej pieniędzy do jednorękiego bandyty.
Naszym „domem” na kilka dni został Tuscany Suits and Casino, który znajdował się około 500 metrów od głównej ulicy. Niska zabudowa, dużo zieleni, sporej wielkości basen sprawiły, że nasze organizmy postanowiły włączyć opcję odpoczynek i relaks.
Wszędobylskie procenty
Po szybkim prysznicu wyjęliśmy nasze lepsze ubrania i postanowiliśmy zobaczyć na czym polega fenomen tego najbardziej rozświetlonego miasta na świecie. Idąc wolnym krokiem w kierunku Las Vegas Strip docierały do nas dźwięki miasta, które rozpoczynało swoją nocną zmianę. Zaraz po dotarciu na główną ulicę staliśmy się częścią masy ludzi, którzy z każdej strony byli bombardowani ogromną ilością bodźców w postaci odgłosów, kolorów i świateł.
Las Vegas jest jak wielki plac zabaw dla dorosłych, którzy chodzą jak zahipnotyzowani i całkowicie zapominają o codzienności. Niektórzy rzucają się w wir hazardu, nocnych imprez czy alkoholu, który tutaj jest bardziej dostępny niż woda. Jeżeli poczujemy pragnienie na procenty, to wystarczy wstąpić do pierwszej lepszej drogerii, gdzie alkohol jest wyeksponowany tak, żebyśmy na pewno o nim nie zapomnieli.
W Vegas nie jest zakazane picie alkoholu na ulicy. Nie można jednak pić go w butelkach, ani innych szklanych opakowaniach. Dlatego jeżeli mamy ochotę pospacerować sobie po ulicach z czymś alkoholowym w ręku, to warto zapytać się barmana o plastikowy kubek, albo kupić sobie stylową piersiówkę.
Wszystkie drogi prowadzą do kasyna
Po prawie tygodniu obcowania z naturą wpadliśmy do miejsca, gdzie największym celem jest bezcelowe snucie się po mieście, a każda droga prowadzi do kasyna. Kiedy próbując znaleźć kolejkę miejską, która podwiozłaby na nas na drugą stronę Strip, to nie wiedząc jak drogowskazy do kolejki urwały się w połowie drogi, a my nieświadomie wylądowaliśmy w jednym z kasyn siedząc naprzeciwko jednorękiego bandyty.
Hazard, to nie nasz konik dlatego kasyno opuściliśmy lżejsi o $7. Okazuje się, że niektórzy ratują w kasynach swoje firmy.
W 1950 właściciel FedEx, Fred Smith, postawił swoje ostatnie $5 000 grając w blackjacka, a wygrał $32 000, co pozwoliło mu na dalszy rozwój firmy, której wartość wyceniania jest obecnie na 27 miliardów dolarów.
Jak widać, kto nie ryzykuje ten nie pije szampana! Poruszanie się po Las Vegas Strip, które jest długie na 7 kilometrów, stanowi nie lada wyzwanie. Chcąc przejść z jednej strony ulicy na drugą należy znaleźć nadziemne przejście, które w większości przypadków zaczyna się w jednym kasynie, a kończy w drugim. To czego zrobiliśmy najwięcej w Mieście Grzechu, to ilość przechodzonych kilometrów. A jak już człowiek się zmęczy, to chcąc nie chcąc w pewnym momencie usiądzie na krzesełku w kasynie i wrzuci kilka dolarów do maszyny. Ot tak, żeby złapać na chwilę oddech!
Tak naprawdę tylko 5% osób przyjeżdżających do Las Vegas deklaruje, że robi to dla hazardu. Na samym końcu statystyki pokazują, że prawie 90% osób z odwiedzających Vegas wydało pieniądze w kasynach. Roczna, średnia ilość wydana w Las Vegas na hazard to $560. Nasza wizyta mocno zaniżyła tę kwotę.
Świat w jednym miejscu
Razem z Norbertem nie mieliśmy żadnych oczekiwań wobec Vegas. Kiedy inne punkty naszej podróży były dosyć zaplanowane, to do Miasta Grzechu podeszliśmy z lekkim zlekceważeniem. Myślę, że właśnie dzięki temu nie staliśmy się wobec tego miejsca zbyt krytyczni. Nie da się ukryć, że część rozrywkowa Las Vegas jest pełna przepychu i kiczu, który leje się strumieniami. Ale z drugiej strony czy nie jest fajnie poczuć się jakby świat na chwilę się skurczył? Na jednej ulicy można popływać gondolą, zobaczyć o połowę mniejszą Wieżę Eiffla, która miała powstać w rzeczywistym rozmiarze, ale nie została na to wydana zgoda ze względu na bliskość lotniska, czy przenieść się do Egiptu. Myślę, że podróżując do Las Vegas warto zabrać ze sobą sporą dawkę dystansu i po prostu na chwilę się zapomnieć.
W Vegas, ale nie w Vegas
Las Vegas Strip zawdzięcza swoją nazwę policjantowi z Los Angeles, którego rodzinne miasto nazywało się Sunset Strip. Okazuje się jednak, że większa część Las Vegas Strip, otoczone niezliczoną ilością hoteli, które każdego roku odwiedzane są przez ponad 40 milionów turystów, nie leży w mieście Las Vegas, a w Paradise. W Paradise znajduje się również lotnisko McCarren, na którym lądują samoloty z ludźmi z całego świata, którzy na własne oczy chcą zobaczyć Miasto Grzechu.
Przyjeżdżając do Las Vegas, a tak naprawdę do Paradise nie liczyliśmy na spędzenie godzin w kasynach, a tym bardziej na to, że uda nam się podreperować nasz domowy budżet. Las Vegas jest miejscem w którym powinno włączyć się opcję relaksu i robienia tego na co ma się ochotę. Nasze Vegas było dosyć leniwe, to właśnie tutaj zrobiliśmy najmniej zdjęć z naszej podróży po Stanach Zjednoczony, a jeden cały dzień spędziliśmy popijając zimne drinki w przyhotelowym basenie. Odprężenie, ciężkie gorące powietrze spowodowały, że nasze nogi nie wyszły poza Las Vegas Strip, co oznacza, że tak naprawdę widzieliśmy tylko pocztówkowe widoki, a nie te prawdziwe, naturalne, gdzie żyją mieszkańcy tego miasta. No cóż, to jest dobry powód, żeby kiedyś jeszcze powrócić do Miasta Grzechu, zwłaszcza, że jest on bardzo dobrą bazą wypadową do Wielkiego Kanionu Kolorado, w którego kierunku ruszyliśmy po naszych trzech „dzikich” dniach w Vegas!
Marysia | 8 czerwca 2016
|
ta różowa piersiówka jest większa od Ciebie 😀 Las Vegas to inny świat, piękne zdjęcia.
Monika | Author | 9 czerwca 2016
|
Dzięki Marysia! Zostało mi jeszcze kilka wpisów z naszej podróży po Stanach plus cała masa zdjęć, które czekają na swoją kolejkę. Co do piersiówki to ona taka duża, albo ja taka mała 😉
Anna | 8 czerwca 2016
|
Las Vegas strip jest ciekawe nocą. W dzień byliśmy w muzeum kryminalistyki. Warto zobaczyć. no u w sklepie m&m’s 🙂 bajecznie kolorowe.
Monika | Author | 9 czerwca 2016
|
To prawda Las Vegas nocą wygląda ciekawie, a dzień pokazuje prawdziwe oblicze. Noc to taki dobry makijaż dla Las Vegas. O muzeum nie słyszałam, ale może kolejnym razem. My wpadliśmy na jedno z przedstawień Cirque du Soleil. Robi wrażenie! Ilość M&M’s w tym sklepie przyprawiła mnie o ból zębów 😉
Kasia | 8 czerwca 2016
|
I cóż poradzę, że z całego Vegas najbardziej podoba mi się Twoje ostatnie zdjęcie z Kanionem? 😉
Na mnie też by w Vegas nie zarobili, bo chociaż solidnie przepracowaliśmy swoje cztery miesiące w kasynach na wschodnim wybrzeżu, to ani razu w nich nie zagraliśmy. Nie złożyło się, chociaż żetony nieraz dostawaliśmy ramach napiwków 🙂
Monika | Author | 9 czerwca 2016
|
Kasia wpis z Kanionu będzie już niedługo, więc podrzucę większą ilość zdjęć 😉 Gdybym dostawała żetony jako napiwiki, to pewnie wpadłabym w sidła hazardu. Swoją drogą, to co Wy z nimi robiliście?
Ania | 11 czerwca 2016
|
Mnie tak samo jak Kasi podoba sie najbardziej ostatnie zdjecie 😀 Światełka to nie moje klimaty, choć tak jak piszesz – do Las Vegas warto pewnie podejść na luzie i na wiele się nie nastawiać to może wtedy nas to pozytywnie zaskoczy. 🙂
Pozdrawiam!
Monika | Author | 16 czerwca 2016
|
No to muszę zabrać się za obrabianie zdjęć z kanionu 😉 Las Vegas ma swój urok, ale myślę, że wystarcza go na maksymalnie 3 dni. Podziwiam ludzi którzy jeżdżą tam regularnie na wakacje. Ale jak widać magia kasyn działa 🙂
Endżi | 12 czerwca 2016
|
Ja będę tam we wrześniu 🙂 miło poczytać o miejscach, które się odwiedzi 🙂