Rok temu ze strachem w oczach zamknęłam drzwi do swojego biura w jednej z największych agencji reklamowych w Kanadzie i rzuciłam sobie nowe wyzwanie. Po miesiącach przygotowań zdecydowałam się odejść na swoje, założyć mały biznes i zostać fotografem. Nie wiedziałam co mnie dokładnie czeka i gdzie mnie zaprowadzi pomysł wymyślenia siebie od nowa. Jak mantrę powtarzałam, że jest to moje marzenie i jeżeli nigdy nie podejmę ryzyka zmiany, to nie przekonam się jak to jest być na swoim.
Minął rok, a ja w dalszym ciągu uważam, że była to jedna z najlepszych i najtrudniejszych decyzji w moim życiu. Porównałabym ją do emigracji do Kanady, kiedy to w 2011 spakowałam się w jedną walizkę, zamknęłam wszystko za sobą i drżącą ręką pomachałam na do widzenia. Wiedziałam, że zaczynam niesamowity rozdział w życiu, który nie tylko zmieni moje miejsce zamieszkania, ale co najważniejsze rozwinie mnie jako człowieka.
W przypadku obu decyzji ogromnym wsparciem były dla mnie najbliższe mi osoby. Zdecydowanie łatwiej jest podejmować nowe wyzwania ze świadomością, że nawet jak się potkniemy, wywrócimy, to nasze błędy nie zostaną wytknięte i nie padnie słowo: „A nie mówiliśmy!”. Norbert, moi rodzice to są ludzie, którzy niekiedy wierzą we mnie bardziej niż ja sama. To dzięki nim jestem, tu gdzie jestem. I pomimo tego, że czasami nie jest łatwo, a po moich policzkach popłyną łzy, to nie oddałabym tego roku. To jest dopiero początek drogi, która nauczy i pokaże mi zdecydowanie więcej.
Oczywiście cały proces nie obywa się bez chwil zwątpienia, które sprawiają, że niekiedy zaczynam się zastanawiać dlaczego tak bardzo lubię wychodzić ze swojej strefy komfortu? Czy nie łatwiej byłoby pracować od 9 do 17 i nie martwić się o to co przyniesie kolejny miesiąc? Na szczęście, jak szybko takie myśli przychodzą, tak szybko znikają. Natomiast każda z nich sprawia, że jestem silniejsza, dostaję jeszcze więcej energii do działania i nie poddawania się.
Czego nauczył mnie ten rok na swoim? Nauczył mnie, że realizacja marzeń, to nie to co dostajemy, tylko to kim się stajemy. To długa droga, w której podobnie jak w przypadku podróży, liczy się wędrówka, a nie punkt docelowy. Każdy dzień sprawdza moją cierpliwości, dystans do siebie, a każdy sukces, nawet najmniejszy, dodaje skrzydeł i smakuje znacznie lepiej niż największy sukces na etacie!
Zarówno emigracja jak i bycie swoim szefem, to dwa otwarte rozdziały w moim życiu. A każdy z Was, który zagląda na 6757km jest świadkiem tego jak się zmieniam, jak od nowa odkrywam siebie i jak bardzo wierzę w to, że marzenia są po to, żeby je spełniać.
Nie chcę krzyczeć do Was: rzućcie pracę i zacznijcie swój biznes! Albo spakujecie się w jedną walizkę i zmieńcie swoje życie! To co mogę Wam powiedzieć to, to żebyście nie bali się stawiać przed sobą wyzwań, które zmienią Was jako człowieka. Oczywiście, każde z nich powinno być chociaż trochę przemyślane i zaplanowane. Nie starajcie się jednak obmyślić wszystkiego od początku do końca, ponieważ jest to niemożliwe. Myślę, że najpiękniejsze w tym wszystkim jest bycie otwartym na przychodzące do nas nowe możliwości!
Kasia | 6 maja 2016
|
Całą sobą się podpisuję pod Twoimi słowami, szczerze kibicując wszystkim, którzy się decydują na zmiany. Nieważne jakie, małe czy duże, ważne że są. Zmiana uczy odwagi i odpowiedzialności za siebie. A dzieci widząc taką postawę rodziców, same stają się otwarte, ciekawe, dzielne, z mega apetytem na życie. I o to chodzi ! Żeby wymyślać siebie i życie od nowa ! Pozdrowienia 🙂
Monika | Author | 14 maja 2016
|
Dokładnie tak! Zmiany zawsze są dobre, nawet jeżeli na początku kosztują nas sporo. Pozdrowienia! 🙂
Damian | 6 maja 2016
|
Brawo! To jest kwintesencja życia. To jest wolność, której nam tak brakuje w życiu codziennym… Osobiście bez zmian nie czuję się w pełni człowiekiem, w pełni obywatelem świata. Podpisuję się pod tym czterema rękami i nogami 😉
Każdy ma prawo do zmiany, do życia na nowo, na swoich zasadach! Powodzenia !!!!!
pozdrawiam
Monika | Author | 14 maja 2016
|
Dzięki Damian! Zupełnie się z Tobą zgadzam, że zmiany to wolność, jednak w dalszym ciągu tak wiele ludzi boi się pozwolić sobie na nią. Mnie zmiany nakręcają do dalszego działania, są jak wiatr w żagle. Nawet jeżeli na początku nie jest łatwo, to wiem, że owoce tego będą słodkie 😉 Pozdrowienia!
MadameBonheur | 6 maja 2016
|
Dobrze zrobiłaś, trzeba czasem zaryzykować, żeby zyskać. Odwaga godna podziwu!
Monika | Author | 14 maja 2016
|
Dzięki! Ja po prostu lubię zmiany 😉
Ewa | 7 maja 2016
|
Inspirujące są takie historie. Podziwiam i żałuję że ja nie mam takiej odwagi i często za szybko rezygnuję. Pozdrawiam
Monika | Author | 14 maja 2016
|
Cześć Ewa, myślę, że nie jestem aż tak odważna. Wszystko to wynika z miłości do zmian i próbowania siebie. Jak już podejmę jakąś decyzję, to idę dalej bo wtedy wychodzi moja kolejna cecha: upartość. I tak to wszystko powoduje, że nie rezygnuję za szybko. Nie wmawiaj sobie, że nie jesteś odważna, albo że za szybko rezygnujesz. Czasami warto powalczyć ze samą sobą, żeby przekonać się, że wcale tak nie jest. Powodzenia! 🙂
Ivon | 18 maja 2016
|
Hej! Milo czytac takie slowa! Posluchaj czasem audycji : café de flore Reni Engel i Moniki Jakubczak- 🙂 polecam
Monika | Author | 25 maja 2016
|
Dzięki! Jak znajdę chwile to posłucham 🙂
Fotograf | 25 lipca 2016
|
Jak to mówią, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana 😉 Warto czasem coś zmienić niż tkwić w czymś, w czym nie do końca jest nam dobrze. Zmiany są po to, by nasze życie było ciekawsze, a przez to i lepsze 🙂
Monika | Author | 26 lipca 2016
|
Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana przyświecało mi przy wyjeździe do Kanady i przy każdej zmianie jaką robię od tamtej pory w swoim życiu. Zmiany nie są łatwe, ale koniec końców dają satysfakcję 🙂
Hania | 9 lutego 2017
|
Ja zrobilam to samo, tylko ze wyemigrowalam do Australii, no i bylam nieco 🙂 starsza od Ciebie Moniko – 46 lat. Porzucilam poukladane i bardzo nudne zycie w Polsce. Bylam wciaz niezamezna i uporczywie szukalam kogos na reszte mojego zycia. Znalazlam Go w Australii, tez Polak, ale wyemigrowal w latach 80-tych. I tak zaczela sie moja przygoda w Kraju Kangurow. Zaczynalam od samego poczatku – nauki angielskiego od zera, nastepnie zdobylam zawod: ksiegowa. Z Polski mam wyksztalcenie wyzsze – zootechnik, zupelnie nieprzydatne tutaj. Przez 7 lat pracowalam wieczorami jako sprzataczka, a w dzien chodzilam do szkoly. Czasami w nocy plakalam z bolu, tak bardzo bolaly mnie miesnie, ale mysl ze jest to tylko praca tymczasowa dodawala mi sily. Odkrylam siebie na nowo, okazalo sie ze mimo swojej nadwrazliwosci niespodziewanie dobrze znosze emigracje, jestem silna i uparta. Juz minelo 8 lat odkad tu wyladowalam. Pracuje teraz jako ksiegowa w prywatnej firmie, oczywiscie porzucilam sprzatanie. Kupilismy piekne mieszkanie. Tak wiec wreszcie spelnilam swoje marzenia. Nie jest latwo czasem, ale nie zaluje ani jednej chwili, zas decyzja jaka podjelam o emigracjii do Australii byla najlepsza w moim zyciu. Australia jest piekna, sloneczna i olbrzymia. Codziennie jadac z pracy widze piekne pejzaze otaczajacyh nas gor (mieszkam w Canberrze) i kazdego dnie dziekuje sama sobie, za to ze tu jestem. Naprawde warto czasem podjac ryzyko, bo zycie jest takie krotkie…
Monika Grzelak | Author | 22 lutego 2017
|
Hania, gratuluję samozaparcie i że nie poddałaś się w realizacji własnych marzeń! Niekiedy tak łatwo jest zapomnieć, w codzienności, co tak naprawdę chcemy od życia. Oby więcej takich ludzi na świecie, którzy nie boją się cięzkiej pracy, mają cel i go realizują. Bardzo pozytywny komentarz i podejście do życia 🙂