Po szybkim styczniu zwolniłam i poczułam, że jestem zmęczona. Po pierwsze ogarnęło mnie znużenie zimą, a raczej pogodą w kratkę, która raz udawała zimę, a raz wiosnę. Po drugie, zaczęłam czuć, że kręcę się w kółko. Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że od jakiegoś czasu ciepło sobie siedzę w mojej strefie komfortu i czas coś zmienić. Wzrosła we mnie tęsknota za adrenaliną we krwi. Nie oznacza, to jednak, że od razu wpadłam na genialny pomysł jak to zmienić. Dreptałam tak sobie w kółko przez kilka tygodni. Dopiero w marcu powoli sobie uświadomiłam czego potrzebuję, a o tym dowiecie się w niedługim czasie. A teraz czas na szybkie podsumowanie lutego i trochę podróżniczego marca.
1. Moja nowa miłość. W lutym odkryłam moją nową miłość: gorącą jogę! Nigdy nie byłam wielką zwolenniczką jogi. Uważałam, że jest nudna i że pewnie w połowie sesji zasnę na macie głośno sobie pochrapując. Kilka rzeczy skłoniło mnie jednak, żeby spróbować ekstremalnej siostry regularnej jogi, czyli jogi w temperaturze 40’C! Na pierwsze zajęcia poszłam z kołataniem serca, bo pomimo tego, że w miarę regularnie biegam i jeżdżę na rowerze, to zawsze unikałam rozciągania jak ognia. Poza tym sama myśl o pokoju w którym jest gorąco jak w saunie i innych ludziach dookoła, sprawiała, że moje niskie ciśnienie urosło. Po prawie dwóch miesiącach regularnego ćwiczenia gorącej jogi mogę powiedzieć, że pomogła mi ona przetrwać końcówkę zimy, trudny luty i sprawiła, że czuję, że moja forma jeszcze nigdy nie była tak dobra!
2. Bonjour Quebec. To było czwarta, zimowa wizyta w Quebecu i muszę przyznać, że w tym roku zmarzłam najmniej. Miałam też chwilę, żeby pokręcić się po małych uliczkach tego uroczego miasta i trochę popodglądać mieszkańców i ich kolorowe domy. W związku z nadejściem wiosny miałam nie pisać o zimowym Quebecu. Niestety od kilku dni w Toronto jest biało i dosyć zimno. Tak, mamy kwiecień. Dlatego, żeby Wam nie było za ciepło, już niedługo podzielę się większą ilością zdjęć ze śniegowym Quebekiem w tle.
3. Pierwszy raz na papierze. W lutym, miałam mały debiut! Zdjęcia z sesji „Secrets and Lies” zostały opublikowane w wersji papierowej kanadyjskiego magazynu VEUX. Myślę, że w ostatnim czasie tak bardzo przyzwyczailiśmy się do wirtualnej rzeczywistości, że zapomnieliśmy co to znaczy móc poczuć zapach papieru, dotknąć zdjęć, a przede wszystkim zachować je na pamiątkę! A o tym co było inspiracją do sesji możecie poczytać TUTAJ.
4. 6757km w Radiowej Trójce. Jak już jestem przy debiutach, to pochwalę się również, że w marcu poopowiadałam trochę o Kanadzie na radiowej antenie. Było o kanadyjskiej zimie, bezkresnej Kolubmii Brytyjskiej i multikulturowym Toronto. Całego wywiadu możecie posłuchać TUTAJ.
5. Portrety. Kiedy zaczynałam przygodę z fotografią miałam lęk przed fotografowaniem ludzi. Bałam się nawiązać z nimi niewidzialną więź i nie wiedziałam jak wzbudzić w nich zaufanie. Teraz wiem, że nic nie sprawia mi takiej satysfakcji jak to, żeby zapomnieli o swoich lękach i po prostu poczuli się sobą przed obiektywem mojego aparatu. Poniżej zdjęcia z sesji, która powstała w lutym.
6. Instragramowa Kanada i nie tylko. Od kilka miesięcy polecam różne, kanadyjskie profile na Instagramie. Tym razem chciałabym Was zachęcić do śledzenia mojego profilu Gapowiczka. Znajdziecie na nim zdjęcia z naszych podróży, codzienne zdjęcia Toronto i gdzieś tam czasami przewinie się moja twarz!
7. Szybka kawa w Seattle. Korzystając z okazji pobytu w Vancouver postanowiliśmy odwiedzić południowego sąsiada i wpaść z wizytą do Seattle, czyli miasta gdzie powstała pierwsza kawiarnia Starbucks, a co ważniejsze, gdzie znajduje się fabryka samolotów Boeing. Dzięki temu, że nie spadła ani kropla deszczu przejechaliśmy trochę miasta na rowerze, wybraliśmy się na podziemną wycieczkę i oczywiście zobaczyliśmy jak skręcane są samoloty!
8. Raincouver. To Seattle jest, ponoć, miastem w którym wiecznie pada. Podczas naszej wizyty na zachodnim wybrzeżu na własnej skórze przekonaliśmy się, że Vancouver w pełni zasługuje na swoje przezwisko RAINcouver. W przeciągu 5 dni, padało przez 4. Za to ostatniego dnia wyszło słońce i ponoć świeci do dzisiaj….
9.
Endżi | 6 kwietnia 2016
|
Monia jak zawsze aktywny miesiąc :), może warto było zostawić w nazwie bloga ADHD 😉
Audycji w 3 słuchałam z przyjemnością.
Pozdrawiam
Monika | Author | 11 kwietnia 2016
|
Dzięki Endżi. Ta aktywność czasami wykańcza, ale za bardzo ją lubię, żeby usiąść na 4 literach;) Pozdrowienia!
Graża | 6 kwietnia 2016
|
Fajnie móc tak sobie pozwiedzać z Tobą,oglądając ciekawe zdjęcia z wojaży:)Dzięki za tą możliwość 🙂
Monika | Author | 11 kwietnia 2016
|
Nie ma problemu 🙂 Już niedługo będzie kolejna porcja zdjęć i wrażeń 🙂
Paulina | 16 kwietnia 2016
|
Na swoje nieszczęście małam małą przerwę ze śledzeniem Twoich wpisów. Widzę, że blog się rozwija, a to cieszy 🙂 Uwielbiam Twoje zdjęcia, więc czekam na kolejne posty, by móc odbyć „podróż” po Kanadzie, czy innych miejscach, które uwiecznisz 😉
Gorąco pozdrawiam !! 🙂 🙂
Monika | Author | 18 kwietnia 2016
|
Hej Paulina, fajnie, że wróciłaś na 6757km 🙂 Niedługo będzie dużo więcej wszystkiego i szykuje się też mała podróż po wschodnim wybrzeżu Kanady. Tylko żeby doba była nieco dłuższa na opisanie tego wszystkiego 🙂 Pozdrowienia!