W zeszłym miesiącu trochę ponarzekałam w poście „6 rzeczy do których nie mogę przyzwyczaić się w Kanadzie”. W trakcie tego małego biadolenia, w naturalny sposób, przychodziły mi do głowy rzeczy do których bez większych problemów przyzwyczaiłam się w kraju klonowego liścia. Postanowiłam je spisać i tak oto powstała moja pozytywna lista:
Mniej agresywna jazda samochodem. Na począku była to rzecz, która mnie irytowała. Przemierzając polskie drogi jako polski kierowca nie należałam do najbardziej spokojnych współuczestników ruchu. Myślę, że często dynamikę jazdy myliłam z agresją. Po dwóch latach jeżdżenia po kanadyjskich drogach moja jazda stała się bardziej spokojna. Wynika to z faktu, że w Kanadzie większość osób stara się jeździć przepisowo i muszę przyznać, że wpłynęło to na mnie wyciszająco. Na pewno lżejszą nogę powodują dosyć wysokie mandaty. Kanada sprawiła, że drogi nie traktuję jako małego wyścigu do miejsca docelowego, a innych kierowców jako moich wrogów. I w ten oto sposób została rozwiązana zagadka mojego spóźnialstwa 😉
Przyciski na każdym przejściu dla pieszych Jest to przycisk, który znajduje się na każdym przejściu dla pieszych, gdzie nie ma świateł drogowych. Na początku nie mogłam nadziwić się jak pokorni są mieszkańcy Kanady i za każdym razem, kiedy chcą przejść przez ulicę potulnie wciskają guzik, który w tym samym czasie uruchamia migające światła informujące kierowców o tym, że ktoś chce przejść przez jezdnię. Jest to bardzo proste rozwiązanie, które pewnie przyczyniło się do mniejszej ilości wypadków z udziałem pieszych.
Mała prohibicja. Nie raz narzekałam na to, że alkohol w Ontario można kupować w określonych miejscach i godzinach. Muszę jednak przyznać, że i do tego się przyzwyczaiłam. Na początek ważne jest zapoznanie się z godzinami sklepów Beer Store, Wine Rack i LCBO. Ogarnięcie tych, które są w najbliższej okolicy i robienie małych zapasów. W tym momencie możecie uznać, że mam problem z alkoholem. Dla jasności: nie mam, ale lubię mieć zawsze coś extra. Tak na czarną godzinę 😉
Gwarantowane lato. Pomimo tego, że Kanada kojarzy się z zimnem, to muszę Was miło zaskoczyć. Lata w Kanadzie są piękne, przynajmniej w Toronto i okolicach. Mam już za sobą 5 gorących lat i za każdym razem grzało słońce i pogoda była gwarantowana do września. Myślę, że gdyby nie to, to przeżycie kanadyjskiej zimy byłoby jeszcze trudniejsze. W taki sposób jest nadzieja na to, że nadejdzie czerwiec i każdy będzie mógł sobie wygrzać zziębnięte kości.
Small Talk. Jedną z sześciu rzeczy do których nie mogę przyzwyczaić się w Kanadzie są mili ludzie. Po 4 latach w dalszym ciągu nie mogę uwierzyć, że wszyscy są tak naturalnie uprzejmi. Głównie jeżeli chodzi o relacje bardziej zaawansowane. Zupełnie nie przeszkadza mi jednak small talk. Lubię sobie porozmawiać o niczym w windzie, w sklepie czy w trakcie kupowania kawy. Oczywiście nie za długo, ale chwilę, która sprawi że z twarzy ludzi schodzi zasępienie. Poza tym zdaję sobie sprawę, że small talk został wynaleziony po to, żeby za bardzo nie wchodzić w szczegóły i tak naprawdę czasami pomaga on uniknąć „głębszych” rozmów.
Wyprzedaże cały rok. W Polsce wyprzedaże ubraniowe są głównie dwa razy w roku: po lecie i po świętach. W Kanadzie ten stan, w wielu sklepach, trwa cały rok. Przez ten czas zostałam tak rozwydrzona wyprzedażowo, że czuję się źle kiedy kupię coś w pełnej cenie. Jeżeli sklep jest w stanie zrobić wyprzedaż w środku roku na 40%, to oznacza to, że i tak na tym jeszcze zarabiają, więc kupowanie ich produktów w 100% jest kradzieżą w biały dzień!
Klient nasz pan. W Kanadzie zwrot „Klient nasz pan” nabrał dla mnie nowego, realngo znaczenia. Całoroczne przeceny moga rozpieścić człowieka, podobnie jak fakt, że prawie wszystko można zwrócić w przeciągu kilku tygodni. Oczywiście, cokolwiek to będzie nie może nosić oznak użytkowania. Jednak sam fakt, że można coś oddać bez zbędnego tłumaczenia się jest idealnym rozwiązaniem dla osób, które tak jak ja, często zmieniają zdanie jeżeli chodzi o decyzje zakupowe. Dzięki tej otwartości na konsumenta nasz budżet domowy jeszcze jakoś funkcjonuje 😉
Mili urzędnicy. O ile za mili ludzie działają mi na nerwy, to nie mam żadnego problemu z miłymi i pomocnymi urzędnikami. Wiadomo wizyta w urzędzie, załatwianie dokumentów jest już stresującym doświadczeniem, więc po co dokładać niepotrzebnego napięcia ze strony urzędników, którzy fukają i traktują człowieka przedmiotowo. Nie wiem czy ten stan rzeczy poprawia się w Polsce, ale Kanada pewnie i tak jest o kilka lat świetlnych do przodu. Wynika to pewnie z paru faktów. Jak już wspomniałam wcześniej, Kanadyjczycy są bardzo mili, poprawni i starają się nie urażać ludzi. Po drugie myślę, że ponieważ Kanada jest krajem emigrantów, to i również urzędnicy są bardziej cierpliwi i przyzwyczajeni do obsługi osób, które nie do końca rozumieją kanadyjską biurokrację. Poza tym za każdym razem, kiedy odwiedzam urząd to czuję się jak klient, a nie jak petent, który przeszkadza w porannej czy popołudniowej kawie.
Wszystko do zjedzenia. Wspominałam już o tym kilkakrotnie, ale w Kanadzie, a zwłaszcza w Toronto można zjeść wszystko, wszędzie i o każdej porze dnia czy nocy. Uwielbiam ten brak gastronomicznego ograniczenia. Sprawia on, że czuję się jeszcze większą częścią świata, bo nawet bez wyjeżdżania mogę zjeść prawdziwe meksykańskie, chińskie, etiopańskie czy inne danie na które mam ochotę w danym momencie. Podobnie jest z kuchnią polską. Jeżeli zatęsknię za pierogami mogę wpaść do jednego z conajmniej kilku miejsc w Toronto, gdzie dostanę prawdziwe, polskie pierogi.
Natura. Wstaję rano widzę jezioro Ontario, biegam wzdłuż jeziora, to samo kiedy kładę się spać, widzę jak księżyc odbija się o taflę wody. Po trzech latach mieszkania tak blisko jednego z pięciu Wielkich Jezior nie do końca wyobrażam sobie wyprowadzić się gdzieś, gdzie nie będę miała wody na wyciągnięcie ręki. Bliskość jeziora sprawia, że żyjąc w kilkumilionowym mieście, mam naturę po drugiej stronie ulicy. Jezioro blisko mojego domu, to kropla. Myślę, że nie wystarczyłoby życia żeby zobaczyć wszystkie jeziora Kanady. Jest ich ponad dwa miliony. Podobnie byłoby z parkami prowincjalnymi i narodowymi. Za to uwielbiam ten kraj!
Otwartość na inne kultury. Poznając ludzi którzy urodzili się w różnych miejscach na świecie, przybyli do Kanady z powodu różnych okoliczności sprawia, że człowiek naprawdę otwiera się na inne obyczaje i sam chce dowiedzieć się o nich więcej. Ostatnio przez kilka tygodni pracowałam z dziewczyną, której rodzice przyjechali kilkadziesiąt lat temu do Kanady ze Sri Lanki. Wspominała o wojnie domowej, która panowała w tamtym czasie. Normalnie nie szukałabym o tym informacji, gdyby nie fakt, że poznałam osobę, która pochodzi z tego kraju, a jej rodzina przeżyła coś co zmusiło ich do emigracji. Uwielbiam podróżować i poznawać nowe kultury, ale fajne jest również to, że nawet będąc na miejscu, mając otwarte oczy i głowę można potraktować to miasto jak jedną wielką podróż każdego dnia.
Na południe. Brakuje mi Europy, jej klimatu i starej zabudowy. Nie można jednak mieć wszystkiego. Szybko przyzwyczaiłam się do bliskości Stanów Zjednoczonych i corocznego odwiedzania nowych miejsc w tym kraju. Jak już pewnie wiecie moje serce należy do Kalifornii, ale w dalszym ciągu jest tyle miast i miejsc do zobaczenia. Nigdy nie sądziłam, że będe miała szansę niespiesznego poznawania Stanów.
Suszarka. W Polsce pranie wiesza się wszędzie, gdzie tylko można: w łazience, na dworze, na kaloryferach. Teraz za każdym razem, kiedy jestem w Polsce takie widoki są dla mnie sentymentalne i przypominają mi o tym, że człowiek zawsze radzi sobie na tyle, ile wymaga tego dana sytuacja. Kiedy przyjechałam do Kanady i wynajmowałam pokój w domu, który miał pralnie w piwnicy, nie mogłam nacieszyć się z obecności suszarki. Nie odstraszał mnie nawet fakt, że każde suszenie kosztowało $2.25. Suszyłam jak szalona. Podobnie jest i teraz. Nie ma czegoś takiego jak czekanie godzinami na suche spodnie czy bluzkę. Wystarczy 50 minut i wszystko jest suche jak pieprz!
Kartofle, ziemniaki, pyry na śniadanie. Jak kto woli. Zanim wyjechałam do Kanady pewnie nigdy nie zjadłam ziemniaków czy frytek na śniadanie. Na początku, wydawał mi się to bardzo dziwny zwyczaj, bo do tej pory ziemniaki kojarzyły mi się z obiadem czy kolacją, a nie z pierwszym posiłkiem w ciągu dnia. Jak widać jedzeniowo przestawiam się dosyć szybko, bo teraz nie odmówię niczego ziemniaczanego na śniadanie. Wystarczy „trochę” ketchupu, musztardy i jestem w siódmym niebie!
Kawa jak woda. Chcielibyście zobaczyć moje oczy, kiedy zaczęłam pracować w kanadyjskim korpo. Przychodzę rano, włączam komputer i obserwuję jak ludzie powoli, jeszcze zaspani schodzą się do pracy. Prawie każdy z nich trzyma w ręku papierowy kubek z kawą. Wcześniej, moja głowa zdążyła zanotować, że kawa w kawiarni jest dużo tańsza, proporcjonalnie do zarobków, do tej sprzedawanej w Polsce, ale żeby nawprawdę każdy spacerował z kubkiem? Po kilku latach w Kanadzie rozumiem o co chodzi. Obecnie, dla mnie, samo trzymanie kubka z kawą wpływa uspokajająco. Mam wtedy wrażenie, że kontroluję sytaucję i wszystkie rzeczy na mojej liście do zrobienia zostaną wykonane. Dostępność ilościowa i cenowa kawiarnii sprawia, że w Kanadzie kawa jest traktowana jak woda, a poranne kolejki po małą czarną, to coś normalnego.
Drive Thru. Widzieliście kiedyś bankomat drive thru? Przecierałam oczy ze zdziwienia, kiedy pierwszy raz taki twór zobaczyłam w Edmonton. Na początku myślałam, że wynika to z lenistwa, ale teraz wiem, że wynika to z kultury samochodowej plus lekkiego lenistwa. O fast foodach, kawiarniach drive thru nie będę się rozpisywała, bo na to już nawet nie zwracam uwagi.
Muszę przyznać, że wymienienie rzeczy do których przyzwyczaiłam się w Kanadzie przyszło mi z większą łatwością. Pomimo tego, że lubię sobie czasami ponarzekać, to uważam, że kraj ten jest dobrym miejscem do życia. Gwarantuje mniejszą huśtawkę emocjonalną, a z czasem sprawia, że nasz organizm przystosowuje się do warunków i produkuje mniej hormonu stresu i agresji 😉
Monika Henriksson | 10 grudnia 2015
|
Ja przywykłam dosyć szybko do tego, że tutaj wszystko (niemalże wszystko) da się załatwić przez telefon. Gdy wymaga się ode mnie stawienie się osobiście wywołuje dziś u mnie zdziwienie 😉
No i oczywiście do wszelkich atrakcji, jakie oferuje Sztokholm, tu nie mogę się nudzić, dlatego nie mogłabym już mieszkać w mniejszym mieście…
Monika | Author | 26 grudnia 2015
|
Niestety w Kanadzie nie da się załatwić jeszcze wszystkiego przez telefon. Na szczęście wizyty w urzędach nie przyprawiają o ból głowy 😉
Asia | 10 grudnia 2015
|
O tak!Punkt pierwszy zdecydowanie odróżnia Polskę od Kanady. Ja nie mogę absolutnie przyjąć ich tempa na drodze. Na szczęście bywam tam tylko w odwiedzinach. To mnie ratuje. Po powrocie „wyrzywam”się na ojczystych drogach 🙂
Monika | Author | 26 grudnia 2015
|
Ja też na początku sądziłam, że się nigdy to tego nie przyzwyczaję, a tu proszę! Dzisiaj mija 10 dzień mojej wizyty w Polsce i w dalszym ciągu nie przyzwyczaiłam się do bardziej agresywnej jazdy. A myślałam, że to ma się po prostu we krwi!
Kasia | 10 grudnia 2015
|
Dobre punkty. Ja się najbardziej przyzwyczaiłam do gór na wyciągnięcie ręki. Nie trzeba nas było długo namawiać na Vancouver. Nie wyobrażam sobie przeprowadzki do innych miast kanadyjskich, bez gór. A w Polsce to chyba najlepiej by mi było w Krakowie, z Warszawy tak daleko w Bieszczady….
Monika | Author | 26 grudnia 2015
|
Wiem co mass na myśli. Zawsze po powrocie z Vancouver brakuje mi gór połączonych z oceanem. Uwielbiam taką mieszkankę! 🙂
Ivon | 11 grudnia 2015
|
Hiszpanskie slonce!!! Nie wyobrazam sobie dnia bez slonka i bezchmurnego nieba! Mozesz zapomniec majtek ale okulary przeciez koniecznie zawsze trzeba miec ze soba! I magiczne”hola,que tal? ” jak jakás mantra…
Monika | Author | 26 grudnia 2015
|
Już to widzę oczami wyobraźni! 🙂
Endżi | 26 grudnia 2015
|
Monia,z przyjemnością informuję,że nominowałam Twój blog do nagrody Liebster
http://piatapopoludniu.blogspot.com/2015/12/liebsterowy-zawrot-gowy.html
Monika | Author | 6 stycznia 2016
|
Hej Endżi, dzięki za nominację. Na pytania odpowiem jak tylko znajdę trochę czasu. Z początkiem roku jestem trochę „zawalona” 😉 Pozdrowienia
Ania | 11 stycznia 2016
|
Ojej, a ja nie cierpie suszarek! Okolo rok temu zaopatrzylam sie w taki metalowy stojak suszarke i tam susze ubrania. Mam juz dosc powykrecanych szwow na bluzkach 😀
Monika | Author | 13 stycznia 2016
|
Ja już się do nich tak przyzwyczaiłam, że nawet powykręcane szwy mi nie przeszkadzają. To się chyba nazywa lenistwo 😉
Teresa | 18 stycznia 2016
|
Thrift stor-y , po naszemu ciucholandy. Działają na innej zasadzie niż w Polsce, na zasadzie
fundacji. Ludzie oddają używane ubrania, meble, sprzęty domowe. Dochód ze sprzedaży jest przeznaczany na pomoc dla potrzebujących. Za małe pieniądze można się dobrze ubrać np. ja kupiłam między innymi np.kurtkę skórzaną za 30 CAD, córka zaopatruje się regularnie, wyszukuje markowe ubrania za dosłownie grosze, nawet w pracy dostała komplement, że jest najlepiej ubrana w firmie,a ma kontakt z klientami więc wizerunek jest ważny. Na podobnej zasadzie działają Restory gdzie tanio można dotać materiały potrzebne do remontu domu, meble, sprzęty AGD. Np pralkę kupiliśmy za 50 CAD, kuchnię gazową + suszarkę za 50 CAD i inne rzeczy za nieduże pieniądze.Tak więc pod tym kątek Kanada bardzo mi się podoba.
Monika | Author | 21 stycznia 2016
|
Oj tak, znam osoby, które znajdują w nich perełki. Podziwiam je za to. Za każdym razem kiedy ja do nich wejdę, to wychodzę z bólem głowy, bo tyle tam jest rzeczy!
Maciek | 2 października 2016
|
byłem krótko w Kanadzie kilkanście lat temu na kilka dni i zszokowało mnie,że nic nie trzeba pilnować i zamykać, podjechaliśmy z kumplem pod sklep w Mississauga i koleś nawet nie zamknął auta (zostawiłem tam plecak z dokumentami i kasą) ,kumpel mni uspokoił,że sklep odpowiada za mienie na ich parkingu, w POlsce nawet na parkingu zamkniętej galerii za nic nie odpowiadają a ostatnio napis w szpitalu ” za rzeczy pozostawione w depozycie szpital nie odpowiada”.. Pozdrawiam
Monika | Author | 4 października 2016
|
Myślę, że zawsze trzeba uważać, ale na pewno w Kanadzie jest większe zaufanie społeczne niż to panujące w Polsce. Ja jak teraz przyjeżdżam do Polski, to muszę od nowa sobie przypominać, żeby np. nie zostawiać niczego w samochodzie.
artur | 18 grudnia 2016
|
Nie wszedzie tak kolorowo. bez przesady. sa i ciemne strony!!!!
Mary | 23 marca 2017
|
„Obecnie, dla mnie, samo trzymanie kubka z kawą wpływa uspokajająco. Mam wtedy wrażenie, że kontroluję sytaucję i wszystkie rzeczy na mojej liście do zrobienia zostaną wykonane.” -genialne 😀 uśmiałam się, świetny post!
Wit | 4 maja 2017
|
W Polsce też są bankomaty bodajże obsługiwane przez Bank Społdzielczy w Łącku 🙂
Husky | 10 września 2017
|
Winter and Construction in Toronto 🙂 Daily morning coffee in Tim Hortons 🙂 No 13th floor – Superstition 🙂
Mary | 18 listopada 2017
|
Super artykuł, trafiłaś w sedno kanadyjskiej kultury i mentalności! Ja w Vancouver potrzebowałam kawał czasu żeby się do tego wszystkiego przyzwyczaić (i.e. miły urzędnik czy miła obsługa w kawiarniach, gdzie nikt nigdy ci niczego nie odmówi) 🙂