Kolejny miesiąc i kolejny projekt w ramach Klubu Polki na Obczyźnie. Tym razem opowiadamy co takiego stało się w naszym życiu, że mieszkamy w innym kraju. Historii jest mnóstwo, każda inna. Niektóre śmieszą, a niektóre potrafią sprawić, że łza zakręci się w oku. Ale wiecie co najbardziej lubię w tym naszym klubie? Dobrą energię, która bije z ekranu mojego komputera 🙂
Po słodkościach, czas na konkrety. Jak wygląda moja historia? Wszystko zaczęło się w 2010 kiedy wraz z początkiem lata zaczęłam myśleć o tym, żeby kupić swoje cztery kąty. Czułam, że muszę ruszyć z życiem do przodu i pomyślałam, że to będzie bardzo dobry, dorosły ruch. Miałam stabilną pracę w agencji reklamowej, którą niekiedy kochałam, a niekiedy nienawidziłam, byłam wesołym singlem i starałam się brać z życia garściami. Moja pierwsze spotkanie z doradcą finansowym zakończyło się łzami. Dowiedziałam się na nim, że z moimi zarobkami mogę kupić około 35m2 w Warszawie i będę spłacać je przez najbliższe 30 lat swojego życia. Wychodziło na to, że jak będę dobijała 60-tki to spłacę kredyt. Wszystkie wyliczenia, przeliczenia na różne kursy sprawiły, że moja humanistyczna głowa nie dała rady. Temat ucichł na około dwa miesiące.
Dzień po 27 urodzinach, kiedy mój organizm próbował walczyć z pozostałościami alkoholu, wszystko wróciło jak bumerang. Wpadłam na pomysł, że zamiast zadłużać się do starości, zrobię sobie roczną przerwę i wyjadę, żeby oczyścić głowę i zastanowić się co dalej. Poza tym od dawna miałam ogromną potrzebę porządnego nauczenia się języka angielskiego. Byłam zmęczona kursami, które niewiele mi dawały. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Moja lista zawęziła się do dwóch krajów: Australia i Kanada. Po godzinach spędzonych w sieci, jednym spotkaniu w Ambasadzie Kanadyjskiej, przypadkiem odkryłam program International Experiance Canada, który dawał młodym ludziom szansę na roczny wyjazd do Kanady plus otwarte pozwolenie na pracę. Za Kanadą przemawiał jeszcze jeden fakt. Miałam kuzynkę w Edmonton, na dokładkę, nie widziałam jej odkąd wyjechała do Kanady, czyli od około 23 lat. Maszyna ruszyła.
W przeciągu dwóch tygodni zebrałam wszystkie niezbędne dokumenty potrzebne do aplikacji w ramach programu IEC. Po trzech tygodniach dostałam pozytywną odpowiedź! Czyli nie ma zmiłuj, kierunek Kanada. Zaczęłam planować kolejne kroki: kontakt z kuzynką, ustalenie daty wyjazdu, wymówienie z pracy, sprzedaż samochodu i wszystkiego innego co mi nie było potrzebne.
Bilet kupiłam na maj 2011. Moja głowa wydedukowała, że kanadyjska wiosna będzie idealnym terminem na rozpoczęcie przygody. 18 maja, wylądowałam w Edmonton, czyli w mieście w którym od dwudziestu kilku lat żyła moja kuzynka. Po niecałych dwóch tygodniach, rozejrzeniu się po okolicy zaczęłam mieć burzę w głowie. Nie do końca czułam, że Edmonton jest miastem w którym chcę spędzić swój cenny rok. Na radarze pojawiło się Toronto. Dlaczego Toronto? Sama nie wiem. Jedyną osobą, którą znałam w Toronto była Ania z którą rozmawiałam na forze pol-can. Nigdy nie widziałyśmy się na żywo. Ona również, miesiąc wcześniej, wyjechała w ramach programu IEC do Kanady. „Jej” Toronto było zupełnie inne niż „moje” Edmonton. Po krótkiej rozmowie na skypie, wypytaniu się o szczegóły kupiłam bilet do stolicy Ontario. Datowany na 14 czerwca, czyli niecały miesiąc od przyjazdu do Kanady. W międzyczasie napisałam mejla do swojej byłej szefowej w Polsce. Tak się zdarzyło, że agencja w której pracowałam wcześniej miała również swoje biuro w Toronto. Bez mrugnięcia okiem, wysłała moje CV i dodała swoje trzy grosze na temat mojej osoby. Dzięki temu kilka godzin po przylocie do Toronto miałam rozmowę w sprawie, możliwej pracy. Tydzień później dostałam wiadomość, że na początek, mogą mi zaproponować bezpłatny, dwumiesięczny staż i ewentualnie później zaoferować kontrakt do końca mojego pozwolenia o pracę. Zaryzykowałam i zgodziłam się.
Jak to się stało, że z rocznej przygody zrobiły się ponad trzy lata odkąd mieszkam w Kanadzie?
Osobą, która przywitała mnie w pierwszym dniu mojej pracy był Norbert, który w wieku 11 lat wyemigrował z rodzicami z Polski do Kanady. Nie wiem jak to się stało, ale od początku nie zapałaliśmy do siebie sympatią. Nasze pierwsze, dobre, wrażanie nie zadziałało. Dopiero po sześciu miesiącach, po raz pierwszy, zaczęliśmy ze sobą rozmawiać po polsku. I nagle okazało się, że on nie jest taki zły, a jego wrażenie na temat mojej osoby od dawna było mylne. Dwa tygodnie później mieliśmy pierwszą randkę, a niecałe 4 miesiące później ślub.
Teraz wiem, że niczego nie można zaplanować w życiu od A do Z. Jedno jest pewne, że trzeba być zgodnym z samym sobą i po prostu iść. Mając zaufanie do siebie, nie wyjdziemy na manowce.
Karolina | 24 listopada 2014
|
Kolejna dzielna, odważna Polka. Brawo! W takich chwilach jestem dumna z rodaków :))) You go girl!
Monika | Author | 24 listopada 2014
|
Dzięki Karolina. Twoja dzielność też jest niczego sobie 😉
Aleksandra | 24 listopada 2014
|
Cudnie! Ja wyjechalam za miloscia mojego zycia, i mimo ze czasem nachodza mnie dziwaczne mysli, ze to nie moje miejsce, ze chcialabym byc tu czy tam, w glebi duszy jestem szczesliwa ze moge byc z osoba ktora kocham. Rzucilam tak naprawde wszystko, co bylo dla mnie wazne, ale nauczylam sie tego, czego w Polsce, przy stalej posadzie, nie dalabym rady sie nauczyc. Jestem silniejsza. I wiem, ze moge wszystko. A kto wie, gdzie bede za nastepne parenascie lat… 😉
Monika | Author | 24 listopada 2014
|
Zgadzam się z Tobą w 100% i doskonale rozumiem co masz na myśli z tymi dziwacznymi myślami. Po kilku latach w Kanadzie wiem, że tak naprawdę miejsce zamieszkania zawsze można zmienić. Najważniejsze, żeby mieć obok siebie osobę, która chce z nami zmieniać adresy 🙂
Anna | 5 stycznia 2016
|
bo dom jest tam gdzie są twoi ludzie i nie jest to miejsce ograniczone granicami państwowymi
Nika | 24 listopada 2014
|
No po prostu zuch dziewczyna:) brawo, tacy ludzie potrafią przenosić góry . I co za ironia, żeby zakochać sie akurat w Polaku nawet na końcu swiata :))) powodzenia:)
Monika | Author | 24 listopada 2014
|
Dzięki Nika. To prawda ironia. Ironiczne było też to, że my na początku w ogóle za sobą nie przepadaliśmy. Pozdrowienia
Adrianna | 24 listopada 2014
|
Ach Ci faceci! Zawsze namieszaja! 😉 Bardzo fajna historia, zycze kolejych pomyslnych lat w Kanadzie!
Monika | Author | 24 listopada 2014
|
Oj namieszają, ale my kobiety też nie jesteśmy lepsze 😉
Gabi | 24 listopada 2014
|
Bardzo fajna historia 🙂 Gratuluje odwagi zaryzykowania takich zmian i zycze szczescia dalej 🙂
Monika | Author | 24 listopada 2014
|
Wielkie dzięki Gabi. Pozdrowienia
Tedi | 24 listopada 2014
|
Bardzo fajna historia 🙂
Monika | Author | 24 listopada 2014
|
Dzięki Tedi!
Monika | 24 listopada 2014
|
Czerpania z życia garściami można się od Ciebie uczyć.
Wspaniała, filmowa wręcz historia!
Monika | Author | 24 listopada 2014
|
Cześć imienniczko 🙂 Coś jest w tej filmowości. Jak opowiadam tę historię, to czasami samej trudno mi w nią uwierzyć. Ale tak było 🙂 Pozdrowienia
Natalia | 24 listopada 2014
|
Podziwiam 🙂 ja z moją obsesją robienia listy „za i przeciw” pewnie nie ruszyłabym tyłka z PL na stałe…chociaż to by było najlepsze wyjście. Powodzenia i mam nadzieję, że do zobaczenia 🙂
Monika | Author | 24 listopada 2014
|
Cześć Natalia, wbrew pozorom ja też robiłam listę za i przeciw. Moim zdaniem jeżeli chcesz coś zrobić, to zawsze znajdziesz więcej plusów niż minusów. Tak już działa nasza głowa. Życzę powodzenia w realizacji marzeń 🙂
Ania | 24 listopada 2014
|
Do odwaznych swiat nalezy! 🙂 swietna historia, fajna narracja, dobrze sie czytalo (jak zwykle).
Ach ta milosc widze ze jest nas wiecej… pozdrawiam Autorke i wszystkie kobiety ktore poszly za glosem swojego serca. Polki gora!
Monika | Author | 24 listopada 2014
|
Dzięki Ania! Tak to już jest z tą miłością. Nigdy nie wiemy kiedy nas zaskoczy 🙂 Pozdrowienia
peregrino | 25 listopada 2014
|
Ale świetna historia Monika ! haha fajnie z tą ucieczką z Edmonton .. zima tam jest nie do wytrzymania no ale mają góry chociaż :^) .. przypuszczam, że gdybyś wylądowała w BC to sytuacja mogła by być inna .. Vancouver trudno opuścić :^)
bardzo ciepło pozdrawiam Was z południa :^)
Monika | Author | 25 listopada 2014
|
Dzięki Piotr. To prawda trudniej byłoby opuścić Vancouver. Wyjeżdżając do Edmonton, nie planowałam takiego obrotu spraw, ale jak widać nigdy nic nie wiadomo. Pozdrowienia już z Toronto, gdzie lekko pada śnieg. Zazdroszczę Ci południowej, cieplejszej pogody.
Nie zawsze poprawne zapiski Dee | 26 listopada 2014
|
Czasami mam wrażenie, że szczęście naprwdę sprzyja odważnym, że należy zawsze brać sprawy w swoje ręcę i nie czekać w kącie, aż szczęście usmiechnie się do nas. Twoja historia jest tego najlepszym dowodem. Super mi sie czytało, pozdrawiam
Monika | Author | 27 listopada 2014
|
Wielkie dzięki 🙂 To prawda, siedząc w kącie raczej nie spotka nas nic ciekawego. Myślę też, że kiedy człowiek czegoś naprawdę chce i do tego dąży, to wszystko jakoś układa się po drodze. Pozdrowienia
Travelling Milady | 30 listopada 2014
|
Piękna przygoda, taka na jaką ja miałam chęć całe życie. Wylądowałaś tam dokładnie w dniu moich urodzin. Świetnie się czyta takie historie. Chciałoby się więcej:)
Monika | Author | 30 listopada 2014
|
Wielkie dzięki. Momentami, nie szło wszystko tak super, ale po jakimś czasie zostają tylko te najlepsze wspomnienia 🙂 Jak chcesz poczytać dłuższą wersję to polecam post: http://6757km.com/2013/05/dwa-lata-jak-jeden-dzien/
Pozdrowienia
Moni | 15 grudnia 2014
|
Hej imienniczko. 😉 Bardzo fajna historia z miłością w tle… 😉 I to prawda, że do odważnych świat należy, bo sama mam bardzo zawiłą historię przeprowadzek za sobą, by na samym końcu osiąść w Montrealu, i to też przez faceta. 😉 Pozdrawiam więc serdecznie zza miedzy,
Moni
Monika | Author | 18 grudnia 2014
|
Dzięki Moni. Nigdy nie wiemy jak nam to życie się potoczy, na pewno nie można bać się podejmować nowych decyzji. Prawda jest też taka, że jak serce dojdzie do głosu, to zaczyna się wir i niekiedy sami nie wiemy jak potoczą się nasze losy 🙂 Toronto pozdrawia Montreal.
Sara | 7 stycznia 2015
|
Fajnie się czyta. Trochę przypomina mi to moją własną historię. Pozdrowienia z mroźnego Yellowknife!
Monika | Author | 7 stycznia 2015
|
Dzięki Sara. Na szybko wpadłam na Twój blog i na pewno do niego wrócę. Miałam napisać pozdrowienia z mroźnego Toronto, ale mój mróz to nic przy Twoim 🙂
aneta | 15 stycznia 2015
|
Hej!
Dawno nie zagladalm, urodzilam coreczke w miedzyczasie 😉
Mam co nadrabiac jak malutka bedzie spala. ROmantyczna ta Twoja historia.. moja podobna 😉
pozdrowienia z Richmond Hill
Monika | Author | 16 stycznia 2015
|
Aneta gratuluję córeczki! 🙂 Nadrabiaj, nadrabiaj wiele się wydarzyło w ostatnim czasie. Tak to już jest z tą miłością, że pisze dosyć dobre scenariusze 😉 Pozdrowienia
michelle | 17 lutego 2015
|
Mnie ta historia chwycila za serce! Takich ludzi cenie najbardziej, z otwarym umyslem i sercem. Będę wracać do lektury za kazdym razem kiedy bede miala pytania co do Kanady. To jest nasz kolejny cel. Pozdrowienia z mroznej Islandii!
Monika | Author | 17 lutego 2015
|
Wielkie dzięki:) Jeżeli masz pytania o Kanadę, to pytaj śmiało. A mi marzy się Islandia, ale bardziej podróżniczo i fotograficznie, niż do życia;) Pozdrowienia z mroźnego Toronto.
rafał | 9 listopada 2015
|
czyta się jak powieść romantyczną…myśli się,że takie rzeczy tylko w filmach…Pięknie:)
Monika | Author | 12 listopada 2015
|
Dzięki Rafał 🙂 To prawda, życie napisało dosyć filmowy scenariusz. Pozdrawiam
Marcin | 23 listopada 2015
|
Nie chcieli Ci dać kredytu?! Dziękuj Bogu! 🙂
U nas z kolei minął akurat czwarty rok, odkąd wpakowaliśmy się po kilku latach wynajmowania, w kredyt na mieszkanie. I coraz częściej myślę o tym, że nie była to dobra decyzja i mogliśmy już w tym czasie dawno grzać się w słońcu. No niestety. Żałuję, że nie wziąłem właśnie wtedy zamiast hipotecznego, gotówkowy na wyjazd razem z rodziną 🙂
Tak czy inaczej, przymierzamy się powoli do wywinięcia z tej przeklętej pętli na gardle i może już niedługo będziemy budować naszą nową przyszłość (przede wszystkim przyszłość dzieciaków) daleko, daleko na 'czerwonej ziemii’ 🙂 Trzymajcie kciuki!
Monika | Author | 25 listopada 2015
|
Hej Marcin. Kredit to mi chcieli dać, ale jakoś źle czułam się z wizją tej pętli o której wspomniałeś. I jakby nie patrzeć moje przeczucie mnie nie zawiodło. Życzę Wam powodzenia w związku z realizacją planów przeprowadzkowych! 🙂 Pozdrowienia
Magda | 23 czerwca 2016
|
Czesc Monika,
Wpadlam na Twojego bloga, poniewaz od dluzszego juz czasu mysle o emigracji, choc na jakis czas. Ta mysl wrecz spedza mi sen z powiek, a czas ucieka – niedlugo 30 stuknie. Jednak strach i niezrozumienie (np. chlopaka) sa czynnikami hamujacymi. Docelowo moim celem miala byc Kalifornia, jednak w zwiazku z bardzo niekorzystna polityka emigracyjna USA zmienilam kierunek na Kanade (tak jak Ty mam kolo Toronto rodzine, ktorej nie widzialam praktycznie cale zycie:))
Czy dobrze mysle, ze w ramach IEC wybralas opcje Working Holiday, poniewaz jechalas tam bez oferty pracy? Czy mialas zdany jakis egzamin jezykowy? Jak oceniasz realnie szanse dostania pracy po przyjezdzie do Kanady (czytalam, ze jest ciezko bez kanadyjskich kwalifikacji)?
Monika | Author | 23 czerwca 2016
|
Hej Magda, tak ja wyjechałam w ramach Working Holiday. Nie, nie miałam zdanego żadnego egzaminu językowego i ogólnie nie jest to konieczne. Przyszli pracodawcy w ogóle na to nie patrzą. Wiele zależy od tego w jakim zawodzie będziesz szukała pracy. Ogólnie nie jest niemożliwe znalezienie pracy bez kanadyjskich kwalifikacji. W innym przypadku większość emigrantów nie miałaby żadnej pracy 😉 Powodzenia i daj znać jak będziesz miała więcej pytań!