Nieodłączoną częścią emigracji są pożegnania, które następują kilka dni, albo tygodni po powitaniach. Nie znam osoby, która powiedziałaby, że lubi się żegnać, wiedząc, że nie ma bliżej ustalonej daty kolejnego powitania. Ja ich nie znoszę. Mało tego nie potrafię tego robić. Każdy z nas stara się ten moment przetrwać na swój sposób. Ja swoją metodę nazywam, w głębi ducha, metodą na czołg. Czym ona się charakteryzuje?
Zazwyczaj kilkanaście godzin przed pożegnaniem zaczynam powoli zamykać się w sobie. Najczęściej winę zrzucam na stres związany z podróżą. Mówię coraz mniej i próbuję trzymać swoje emocje na wodzy, tak żeby moment pożegnania nie doprowadził mnie do płaczu i żeby nie sprawić, że moim najbliższym będzie jeszcze trudniej mnie pożegnać. Nie wstydzę się łez, ale uważam, że podczas mówienia „cześć, do zobaczenia…”, ich brak zdecydowanie ułatwia sprawę. Nie lubię też przeciągać pożegnań, bo jest to męczące. Nie oznacza to jednak, że staram się je ucinać i uciekać. Oznacza, to że nie robię lamentu wokół tego, że wyjeżdżam, a ludzie, których kocham zostają. Podczas pożegnań lubię mieć poczucie, że czas, który spędziłam z bliskimi mi osobami wykorzystałam w pełni. Niestety prawie zawsze mam wrażenie, że przydałby się jeszcze przynajmniej jeden, dwa dni.
Decydując się na wyjazd do Kanady liczyłam się z tym, że nie będzie mi łatwo, że tęsknota stanie się nieodłączną częścią mojego życia. Chciałabym jednak, żeby ta moja tęsknota była mądra. Teraz jestem na etapie, gdzie prawie każdego dnia uczę się nowych rzeczy. Niekiedy są to rzeczy proste, ale jednocześnie pokazujące mi, że żeby żyć na emigracji trzeba mieć w sobie trochę ciekawości i otwartości dziecka. Potraktować życie w nowym państwie jako szansę na naukę, poznanie nowych ludzi i innego świata, a każde kolejne pożegnanie jako szansę na kolejne powitanie.
Endżi | 23 października 2014
|
też nie jestem najlepsza w te klocki,zawsze przy pożegnaniach nadchodzi ten niezręczny moment, gdy powiedziało się już wszystko i trzeba powiedzieć sobie do widzenia; dlatego też staram się załatwiać te sprawy szybko
Kasia w Krainie Deszczowców | 25 października 2014
|
a ja tesknoty tak wcale juz prawie nie odczuwam… Czy chodzi o „wiek” bycia poza Polska czy to ze mam do niej blisko? Nie tesknie, tylko chcialabym moc bardziej spontaniczniej bycwac w Polsce i tak tylko na dwa dni, a to juz jest niewykonalne..
Monika | 26 października 2014
|
Na pewno tęsknota zmienia się z czasem. Jeszcze dwa lata temu tęskniłam prawie za wszystkim co jest w Polsce. Teraz bardziej brakuje mi ludzi. Odległość pewnie też trochę robi swoje. Z Irlandii przynajmniej jest szansa na zrobienie sobie długiego weekendu w Polsce:)