Myślę, że świetnym zajrzeniem w głąb serca każdego kraju jest bycie gościem na tradycyjnym weselu. Zwyczaje przekazywane z pokolenia na pokolenie, które z biegiem czasu są unowocześnianie, pokazują mentalność, gościnność i stopień zabawawości danego narodu. Do niedawna moja perspektywa ślubów ograniczała się do polskiego ogródka. Dwa lata temu miałam przyjemność być na kanadyjskim weselu z którego wyszłam dosyć głodna i nie do końca wytańczona.
Kiedy w marcu, dostaliśmy z Kosą zaproszenie na meksykański ślub, to nie wyobrażałam sobie, żeby taka szansa mogła nam przejść koło nosa. Po pierwsze, ze względu na możliwość zdobycia nowych „weselnych” doświadczeń, po drugie pojawiła się szansa na zrobienia zdjęć Młodej Parze, której historię miłości znałam od samego początku.
Jadąc do Meksyku, na ślub Nancy i Davida, wiedzieliśmy że będzie on na plaży i że trzeba ubrać się lekko z nutką elegancji. Panie nie powinny zakładać szpilek, bo spacerowanie w nich po piasku nie jest najłatwiejszą i najprzyjemniejszą rzeczą, a panowie powinni zrezygnować z garniturów i zamienić je, najlepiej, na lniane koszule. Jak dla mnie, same „wymogi” dotyczące stroju zapowiadały, że impreza będzie udana.
Ślub był jedynie cywilny i w przeciwieństwie do polskiej „tradycji” nie odbywał się w urzędzie stanu cywilnego, którego sama nazwa sprawia, że człowiekowi więdnie humor. Ślub na plaży, nad Morzem Karaibskim po prostu nie mógł być nieudany! Piękne słońce, wiatr, temperatura około 30′ podwyższały poziom endorfin, a goście weselni ubrani lekko i kolorowo z uśmiechami na twarzy dodawali blasku.
„Tło” jak marzenie
Robiąc zdjęcia ślubne mieliśmy tą przyjemność, że towarzyszyliśmy Państwu Młodym w przygotowaniach. Kosa był z Panem Młodym, a ja z Nancy, którą poznałam dwa lata temu, w szkole językowej, w Toronto. Nie wiem jak to się wtedy stało, ale kiedy dołączyłam do grupy przygotowującej się do testu IELTS, od razu zauważyłam Nancy. Po pierwszym dniu czułam, że nadajemy na tych samych falach i nasza znajomość może potrwać dłużej. Też tak właśnie się stało. Pomimo tego, że po kilku miesiącach obie odeszłyśmy ze szkoły, to zawsze starałyśmy się znaleźć czas na spotkanie. W pewnym momencie Nancy spotkała Davida i poznawałam ich historię od samego początku. Razem z Nancy przeżywałam emocje, które jej towarzyszyły i nawet się nie obejrzałam jak miałam przyjemność być gościem na ich ślubie. Ceremonia ślubna rozpoczęła się o godzinie 17:00. Niestety wszystko odbywało się w języku hiszpańskim, którego, oprócz kilku podstawowych zwrotów, kompletnie nie znam. Spokojnie mogłam wyłączyć słuch, którego i tak nie potrzebowałam, i przełączyć wszystko na oczy wariujące od ilości kolorów. Dodatkowo szum morza, fale uderzające o nabrzeże, piękny i prosty wystrój malutkiej altany przeznaczonej na śluby sprawił, że mój aparat zaczął się gotować.
Pomimo tego, że z Kosą nie znamy hiszpańskiego, to w prosty sposób byliśmy ocenić co jest warte upamiętnienia. Przebieg ceremonii ślubnej był dosyć podobny do przebiegu ceremonii w Polsce, z kilkoma różnicami. Pierwsza i najważniejsza, to taka, że Państwo Młodzi napisali dla siebie przysięgi, które zawsze wnoszą wiele emocji i sprawiają, że uroczystość staje się bardziej osobista. Druga różnica, to brak podpisów na samym końcu. „Podpisem” były odciski palców, które składa się na akcie ślubu. Muszę przyznać, że z jednej strony wydawało mi się to trochę dziwne, bo do tej pory odciski palców kojarzyły mi się z policją, ale z drugiej strony są one bardziej unikalne. Trzecia różnica to taka, że również rodzice byli częścią ślubu. Na samym końcu, wygłosili krótkie przemowy do nowożeńców oraz dziękowali gościom za przybycie. Ojciec Pana Młodego wymieniał nawet kraje z których przyjechali goście i Polska była na pierwszym miejscu! Później, dopytywał się nas czy słyszeliśmy, że wymienił nasz kraj jako pierwszy:)
Ceremonia ślubna trwała około 40 minut. Po niej nadszedł czas na składanie życzeń. Jedno wydawało nam się z Kosą dziwne: nikt nie dawał prezentów! A może dawał wcześniej, a nam to całkowicie umknęło? Na szczęście, szybko znaleźliśmy rozwiązanie i poprosiliśmy obsługę hotelu, żeby prezent od nas został zaniesiony do pokoju Państwa Młodych.
W takiej kolejce i scenerii to można stać wieki
Po złożeniu życzeń, wyściskaniu się, zrobieniu zdjęć nadszedł czas na przeniesienie się na drugą część plaży, gdzie na gości weselnych czekały małe przekąski, napoje i alkohol. Po kilku minutach pojawiło się około dziesięciu mariachi! Marzyliśmy z Kosą, żeby zobaczyć i posłuchać ich muzyki na żywo i proszę nawet nie wiedzieliśmy, że doświadczymy tego na ślubie. Jak się okazało przy mariachi, którzy oczywiście grają na żywo, Młoda Para tańczy swój pierwszy taniec. Hm, jak na moje oko i wyczucie rytmu było to dosyć trudne, ale co ja się znam na meksykańskiej muzyce. Najważniejsze jest to, że wyglądali jak z filmu!
Po zatańczeniu pierwszego tańca, Panna Młoda musiała na chwilę zniknąć, żeby poprawić się przed sesją ślubą. Nie mam pojęcia jakich kosmetyków do makijażu używała Nancy, ale były one naprawdę trwałę! Moja twarz była głównie pokryta kremem z filtrem UV, w innym przypadku, kilkugodzinne paradowanie po słońcu zakończyłoby się katastrofą.
Sesja ślubna trwała około 1,5 godziny. Mając taką scenerię, chciałoby się żeby trwała dłużej.
Para Młoda i my dawaliśmy z siebie wszystko, żeby podczas tych 90 minut powstała ich pamiątka na całe życie.
Około godziny 20:00 powróciliśmy z Państwem Młodym do trzeciego miejsca. Nadszedł czas na imprezę! Wszystko, oczywiście, odbywało się na plaży, gdzie zostały rozstawione stoliki, zainstalowany mały, podświetlany parkiet, wystawiony był również sporej wielkości ekran na który rzucane były teledyski utworów, granych w danym momencie przez DJa. Po szybkim zapełnieniu żołądków, tym razem nie musieliśmy głodować, wypiciu orzeźwiającego mohito, powróciliśmy do robienia zdjęć.
Goście weselni również za długo nie siedzieli przy stole. Widać było, że płynie w nich gorąca krew, bo zaraz po obiedzie, prawie wszyscy byli na parkiecie, gdzie tańczyli i śpiewali do hiszpańskojęzycznych przebojów, które my słyszeliśmy po raz pierwszy. Najbardziej zadziwiające było to, że większość z nich tańczyła jakby właśnie wyszła z treningu do „Tańca z gwiazdami”. Uwierzcie mi, że musiało minąć trochę czasu i mohito zanim z Kosą zdecydowaliśmy się postawić nogę na parkiecie.
Z każdą piosenką nasze oczy robiły się coraz większe ze zdziwienia, ponieważ do kolejnych utworów dodawane były nowe akcesoria. Na początku były to długie balony, których większość gości używała do tańca, a ja próbowałam zrobić z nich psa. Później pojawiły się dmuchane gitary, kowbojskie kapelusze, diabelskie różki i dwie tancerki na szczudłach, pod którymi goście weselni zaczęli rytmicznie przechodzić. Było kolorowo, radośnie, goście byli uśmiechnięci i pełni energii.
Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. Nadeszła godzina 23:00, kiedy muzyka została wyłączona i Państwo Młodzi podziękowali wszystkim za przybycie i dobrą zabawę. Jak to już? Właśnie wtedy, kiedy zaczęłam łapać rytm do kolejnej meksykańskiej piosenki, kiedy byłam gotowa zdjąć buty żeby tańczyć na bosaka i kiedy spacerowałam sobie radośnie z aparatem pomiędzy gośćmi, to właśnie wtedy wszystko się kończy? No coż, jak widać nie może być idealnie, a było już prawie tak blisko, żeby osiągnąć poziom perfekcji weselnej! A w takich klimatach mogłabym pracować non stop!
Na koniec, chciałabym Wam oficjalnie przedstawić nasze „małe dziecko”, czyli Ever After Photographers. Trochę czasu minęło zanim ujrzało ono światło dzienne. Włożyliśmy w nie całe serce i mamy nadzieję, że będziemy mieć szansę na uchwycenie setek wyjątkowych momentów w życiu innych osób.
Endżi | 14 lipca 2014
|
oł maj gad!!! Jestem pod wielkim wrażeniem postu,zdjęć i tej niespodzianki w postaci waszej strony.
Powodzenia!!! 🙂
Monika | 15 lipca 2014
|
Dzięki Endżi! Cieszę się, że Cię zaskoczyłam:) Pozdrowienia z deszczowego Toronto.
Brat i Bratowa | 14 lipca 2014
|
Dzieło wieńczy sukces, tak podobno się mówi.
Niemniej na pełnię dzieła wpływ ma wiele czynników.
I. Materia, obiekt, który należy odpowiednio ukształtować, czasem. zaobserwować.
II. Tło, na którym materia przybierze właściwy kształt, na którym będzie właściwie wyeksponowana i nie będzie przez tło zdominowana, przy jednoczesnym założeniu, że tło materię będzie w pełni uzupełniało.
III. Najważniejsze to oko obserwatora, czasem zwanego artystą, który te elementy we właściwych proporcjach zaobserwuje i zachowa na „płótnie” dla potomnych.
Niestety dla wielu z nas, mimo tego, że potrafimy obserwować, nie zawsze potrafimy dostrzec te niuanse, które czynią z tego co widzimy coś co można nazwać „dziełem”. Z drugiej strony mamy szczęście, że wśród nas są tacy, którzy swymi oczami potrafią nam „uchwycić i pokazać” świat pełen bajecznych cudów i wizualnych wrażeń.
To jest dar, który wymaga od obdarowanego wielkiego wysiłku i poświęcenia, a jednocześnie może przynieść wiele przyjemności i uznania.
Oby tak dalej 🙂
Monika | 15 lipca 2014
|
Będziemy się starać i dawać z siebie wszystko. Najważniejsze, że to jest coś co daje nam ogromną satysfakcję:) Ściskam i bawcie się dobrze na wakacjach!
aneta | 19 lutego 2015
|
Do ever after polecam porobic wiecej fotek dzieci albo niemowlakow. Taka fotografia wlasnie dzieci to na prawde jest 'ogromne ciacho’ na ktore jest mega popyt teraz!
Szczegolnie teraz w 'babyboom’ okresie jaki panuje w Kanadzie.
Zycze powodzenia!
Ps. Zareklamujcie sie na Polskich stronkach tez
Aneta
Monika | Author | 20 lutego 2015
|
Hej Aneta. Nawet nie wiedziałam, że w Kanadzie jest babyboom:) Ale dokładnie w takim kierunku idziemy, czyli śluby, dzieci i niemowlaki. Wiem, że na początku będzie trudno, ale dla chcącego nic trudnego 🙂 Pozdrowienia 🙂
aneta | 27 lutego 2015
|
Hej! Monika I to jaki 😀
4lata temu jak przyjechalam to Shoppers mial doslownie pare produktow w swoim asortymencie. Teraz to nietyle cala sextion zadedykowali an te produkty co I nawet VIB (very important baby) program zalozyli by dostawac extra shoppers punkty za kupowanie tych produktow dla dzieci.
ja mialam koszmarne doswiadczenie z fotografka dla dzieci….
napisze przy innej okazji bo malutka wzywa, jak bedziesz chciala 🙂
Monika | Author | 2 marca 2015
|
Hej Aneta. Wow, nie zwróciłam na to kompletnie uwagi, ale to dobrze, że jest baby boom. Kanada potrzebuje młodej krwi 😉 Pozdrowienia
aneta | 27 lutego 2015
|
hej, pisalam wczesniej ale albo cos wcisnelam albo po prostu nie wyslalam na czas I wygaslo 😛
Pisalam tam o zwiekszonym asortymencie produktow dzieciecych jakby to mialo byc wyznacznikiem 'babyboom’ 😉 hehehe
Nie wazne. Chcialam w nim napisac ze ja to nawet nie musze nawet tego czytac na necie. Ja widze po sklepach, po przedszkolach co do ktorych zrobilam 'enquiry’ jak na razie 😉
Ja uwazam ze, hm, wlasciewie nie wiem jakie tam masz plany/ambicje w tej fotografii.
Moze akurat chialabys podszkolic jedynie 'oko’ ;)I takie fotografowanie maluszkow wcale nie musi ciebie interesowac na dluzsze mete.
Przeciez fotografowanie maluchow moze sie co niektorym okazac 'nudne’ bo tutaj choc pole do popisu jest duze to tez I do tego trzeba miec serce!
Nie jest to tez latwe zajecie bo taki maluszek nie stanie ani nie ulozy sie tak jakbys chciala 😉 a co z tym sie wiaze godziny prob… I to doslownie.
Na swojej stronce podalas ze (sorki jak sie myle) 2-3godzinki. Hm, z niemowlakami takimi doslownie newborn to 'maybe’? wykonalne do 10dni po urodzeniu bo takowe spia prawie caly czas. Jednak jak trafisz na dziecko tak pare tygodni do miesiaca to 3-5h spedzisz gwarantowane! Tu musza byc przerwy na karmienie malucha, przebieranie, maluszek sie moze zemczyc I musi byc poprzytulany chwilke przez mame…a to powoduje ze taka sesja to jedna na dzien I wiecej nie dasz rady zrobic!
Ceny masz przystepne! Nawet BARDZO! Wiec to na pewno zacheci mlodych rodzicow ktorzy I tak budzet wytezyli tuz przez pojaawieniem sie malenstwa.
Ja dlugo szukalam fotografki. Ceny 2x wyzsze od twoich wiec mysle ze masz/macie szanse na dosc szybki rozwoj bazy klientow. Moja przygoda z fotografka okazala sie kompletna klapa!!!
Jezeli chialabys to na maila bym tobie chetnie podala 'bledy’ tamtej fotografki.
Prawda jest taka Moniko, ze jezeli sie 'wkrecisz’ we wlasciwa grupe matek to kolejne klientki sie pojawia niemalze natychmiast! Do tego potem beda inne okazje: 3,6,9mcy I roczek. Potem sesje z rodzenstwem, rodizcami, moze kolejne ciaze… jak juz ciebie ktos polubi w glownie efekty towjej pracy to masz klientow gwarantowanych!!! Nie ograniczaj sie jedynie do Toronto. W mojej okolicy jest masa rodzin z dziecmi. Ja szukalam fotografki po urodzeniu dziecka I oczywiscie w mojej okolicy, I wiesz z czym sie spotykalam 'za pozno’ dwonie, they were over booked of ppl book this session months before even baby is born! Myslalam ze padne! Taki jest np kolo nas 'popyt’ 😉
Do tego goraco polecam zareklamowac sie na google wyszukiwarce, by matki ktore wpisze :newborn photography Richmond Hill mogly natrafic na twoja stronke. Telefony beda do paru dni! Ja to wiem. DO tego tutaj mieszka Wlochow, Portulalczykow itd I tutaj to najczescie 'word of mouth’ wygrywa. Wiec jak mowilam, wystarczy sie wrecic w srodowisko matek I potem sesje beda jenda za druga 😉
Powodzenia
ps przeycztaj tego 'maila bardizej’ hehehehe I usun z tej stornki bo jeydnie zasmiecac bedzie twojego bloga.
pisze to wszystko bo jakos mam senstyment nie tyle do fotografi ale tez I do takich ludzi jak ty. Tez przyjechalam tutja na ta sama wize prawie w tym samym czasie co ty do tego to ze ja teraz jestem mama (bardzo szczesliwa! :)) aleza to nie realizuje jakis tam moich projektow, pasji to ciesze sie ze inni to robia. A jeszcze bardziej jak 'rodacy’ 😉 chciaz ja tam wcale patriotka nie jestem – przepraszam innych! za to nie wstdze sie ze jestem Polka. DO tego tutejsze 'Polonia’ to raczje starszej daty ludzie w wieku naszych rodzicow I ja akurat ani z nimi nie mialam za wiele do czynienia co I ze na dobrze jakos mnie potrakotwali jako 'nowoprzybyla emigrantke’, wiec 'Mloda Polonio’ Trzymajmy sie razem! 🙂
pozdrowionka!
Monika | Author | 2 marca 2015
|
Hej Aneta, z wielką chęcią dowiem się jakie miałaś doświadczenia z fotografką. Zawsze lepiej jest uczyć się na cudzych błędach, niż na swoich 😉 Możesz wysłać mi maila na adres 6757km@gmail.com
Jeżeli chodzi o czas sesji dziecięcych, to naprawdę jest on taki, czyli max 2 – 3h. Z takiej sesji dostajesz około 20 zdjęć. Mamy za sobą już kilka sesji z dziećmi: 4 miesięcznym, 9 miesięcznym, 1.5 letnim, 2.5 , 3,5 i 4,5 i naprawdę jest to do zrobienia. Nawet z przerwami na karmienie, jak to było w przypadku 4 miesięcznego dziecka. Oczywiście pewnie gdzieś po drodze będą zdarzały się wyjątki, ale wtedy można spokojnie dostosować się do sytuacji.
Powiem Ci, że sesje dziecięce uwielbiam i są one wielkim wyzwaniem. Przede wszystkim dlatego, że dziecko nie pozuje. Jest zupełnie naturalne i każde dziecko jest inne. To jest piękne, ale trudne zarazem.
Mamy kilka pomysłów na reklamę, które niedługo będziemy realizować. Na początek spróbujemy kilka z nich, żeby wybrać najlepsze, które nam odpowiadają i działają. Na pewno będzie to google 🙂
Pozdrowienia i czekam na maila.