Calgary nie było na mojej liście miast do zobaczenia, ale dzięki pracy miałam okazję spędzić w nim pięć dni i poodychać preryjnym powietrzem. Nie spodziewałam się efektu WOW, ale muszę przyznać, że zostałam mile zaskoczona. Pierwszy szok przeżyłam od razu po przylocie, kiedy ludzie mijani na ulicy wydawali się bardziej zrelaksowani niż w Toronto, ich twarze były rozpromienione, a krok spokojniejszy.
Nie wiem czy to były moje omamy, ale miałam wrażenie, że każdy się do mnie uśmiecha. Wisienką na torcie była wizyta w publicznej toalecie, gdzie zostałam miło przywitana przez dwie kobiety, które widząc mnie pierwszy raz na oczy powiedziały ” Cześć, jak się masz?”, co odpowiedzieć w takiej sytuacji? „Wszystko w porządku, ale muszę iść siusiu?”.
Mieszkając w hotelu w centrum miasta i pracując w BMO Centre, w którym latem odbywa się znane na całym świecie rodeo Stampede, miałam niesamowitą okazję do spacerów. Na moje szczęście pogoda dopisała. Codziennie świeciło piękne słońce i było około 8′, czyli prawie upały, bo tymczasem w Toronto padał śnieg i było dalej mroźno. Myślę, że łaskawa pogoda sprawiła, że na Calgary spojrzałam bardziej przychylnym okiem. Pierwszy raz od trzech miesięcy oddychałam powietrzem, w którym czuć było wiosnę.
Co takiego oferuje nam miasto kowbojów i miłych ludzi? Nie jestem przewodnikiem turystycznym, ale dla mnie idealną metodą na zobaczenie miasta jest jego „złażenie” i przebiegnięcie. Dwa razy wybrałam się na bieg. Pierwszy z nich był wzdłuż rzeki Bow, która mnie lekko rozczarowała. Wyobrażałam sobie, że jest ona szeroka, groźna i potrafi spustoszyć miasto, tak jak miało to miejsce w czasie powodzi w 2013 roku. Tymczasem zobaczyłam średnich rozmiarów rzekę, która płynęła sobie dosyć spokojnym nurtem. Okazuje się jednak, że staje się ona bardziej dzika, w okolicach lata, kiedy w górach Skalistych topnieje śnieg i zaczyna on spływać w dół.
Druga moja biegowa ścieżka przebiegała przez China Town do wzgórza z którego można było zobaczyć panoramę miasta. Centrum Calgary jest znacznie mniejsze niż centrum Toronto, ale dzięki temu nie czułam się przytłoczona ilością wysokich budynków. Dodatkowo podobało mi się połączenie starszej zabudowy z nową. Bardzo dobrze to ze sobą współgrało.
Można było się trochę poczuć jak na dzikim zachodzie
I centrum mista
Jedna z najbardziej nietypowych artystycznych instalacji jakie do tej pory widziałam
Calgary znane jest z uboju bydła i najlepszych steków w Ameryce Północnej. Jako osoba, która nie jada mięsa miałam nie lada problem, żeby znaleźć miejsce w którym steki nie są numerem jeden. Trochę musiało minąć czasu zanim zrobiłam wywiad i dowiedziałam się gdzie mogę się stołować. Warto też dodać, że jest to miasto, które dosyć wcześnie chodzi spać. Wiele miejsc było zamkniętych o godzinie 20 – 21, co powodowało, że ulice również były wyludnione. Jeszcze jeden problem, który napotkałam w Calgary to sprzedaż alkoholu. Za każdym razem, kiedy chciałam napić się lampkę wina, byłam pytana o dowód osobisty. Jednego wieczoru moim najbliższym przyjacielem przy kolacji była szklanka wody, ponieważ kelnerka nie chciała się przekonać, że dobijam do trzydziestki. Z jednej strony był to powód do smutku, a z drugiej mała radość, bo oznacza, to że pieniądze wydane na kremy nie zostały wyrzucone w błoto!
Dużo frajdy miałam w sklepie dla kowbojów, czyli w miejscu, gdzie wszystko wyglądało zabawnie i na moje oko kiczowato. Wiem, że zachowywałam się trochę jakbym była w ZOO, ponieważ jeszcze nigdy nie zrobiłam ponad trzydziestu zdjęć w sklepie. Starałam się jednak o tym nie myśleć i być turystą dla którego wszystko jest niesamowite. Bo czy nie jest czymś innym widzieć ścianę pełną kowbojskich butów czy kapeluszy? Oszalałam!
Kowbojki dla dzieci? Oczywiście!
Moją wizytę w Calgary zakończyłam pójściem na Calgary Tower, gdzie z wysokości 191 metrów mogłam zobaczyć całą panoramę miasta oraz Góry Skaliste. Aż wstyd się przyznać, ale jeszcze nigdy nie byłam na CN Tower w Toronto, które ma 553 metry. Nie dlatego że się boję, ale dlatego, że obiecałam sobie, że moją pierwszą wizytą na CN Tower będzie związana z Edge Walk. Mam nadzieję, że ten plan zrealizuje się w tym roku! A jakie wrażenia mam po Calgary Tower? Na pewno warto było wydać $16, ponieważ zobaczyłam miasto z innej perspektywy. Szklana podłoga dostarczyła dodatkowych wrażeń. Początkowo mój błędnik lekko ogłupiał, ale po kilkunastu sekundach przyzwyczaił się do nowego stanu: „braku” podłogi. Z góry wszystko wygląda zabawkowo.
Nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek w życiu powrócę do Calgary. Na pewno nie obraziłabym się na drugą wizytę w Górach Skalistych. Jedno jest pewne, że odwiedzanie nowych miejsc odświeża głowę. Pozwala spojrzeć na zupełnie inny styl życia i ludzi dla których ich miasto i przyroda jest wszystkim czego pragną.
Grażka | 22 marca 2014
|
To wspaniale móc poczytać i poogladać tak odległy od nas swiat.Pisz Moniś dla nas te blogi do „końca świata i jeden dzień dluzej”.I zdjęcia i opis są super.
Monika | 23 marca 2014
|
Wielkie dzięki:) Będę pisać do póki starczy mi sił w opuszkach palców do stukania w klawiaturę!
Brat i Bratowa | 24 marca 2014
|
IIIIIhhhaaaa, jupikajej 😉 fajny dobrałaś kawałem muzyczny, w ostatnim czasie takie melodie coraz bardziej do mnie przemawiają, zwłaszcza to bandżo, które wyraźnie było słychać :-), coś na nutkę a’la civil war, z pominięciem half tracków oczywiście 😉
Monika | 24 marca 2014
|
Norbert dzielnie pomagał przy wyborze muzyki:) Swoją drogą jest to jeden z najpopularniejszych zespołów country w Kanadzie.
spirek | 25 marca 2014
|
osobiście uważam, że Calgary to świetne miasto do mieszkania:
– niskie podatki,
– niskie bezrobocie,
– siedziby koncernów naftowych,
– godzina jazdy w góry,
– sporo zieleni w mieście.
Połowa wcześniejszej dekady, to był okres najszybszego rozwoju tego miasta, kiedy masy ludzi z innych miast emigrowali właśnie do Cow Town.
Monika | 25 marca 2014
|
Nie spodziewałam się, że Calgary mnie tak miło zaskoczy. Teraz doskonale rozumiem dlaczego tak dużo osób wybiera to miasto. Pozdrowienia!
ann | 12 kwietnia 2014
|
właśnie od dłuższego czasu myślę, żeby tam uderzyć jadąc na iec 😉 ale.. nie jestem robotnikiem – budowlańcem, a zapaloną cukierniczką samoukiem i baristką z umiejętnościami (no i.. papierkiem z polski, więc w ca nieważnym) 😉
Monika | 12 kwietnia 2014
|
Cześć Ann, nie wiem w jakiej branży chciałabyś pracować, ale na pewno Calgary zaraz obok Toronto jest warte wzięcia pod uwagę. Nie wspomnę o Vancouver, które zapiera dech w piersiach. Niestety rynek pracy w BC nie jest aż tak korzystny. Pozdrowienia