Dopiero po dwóch latach mieszkania w Kanadzie, dotarłam do jej stolicy, czyli Ottawy, która oddalona jest o około 460 km od Toronto. Jak na Kanadę jest to rzut beretem. Po pięciu godzinach w samochodzie zostaliśmy przywitani przez piękne słońce i temperaturę 20′. Idian summer, czyli tak przez kanadyjczyków nazywana jest słoneczna, ciepła jesień, nie opuszczało nas aż do wyjazdu, żyć nie umierać! Dodam tylko, że wpis ten powstał 1,5 tygodnia po wizycie w Ottawie i po Indian summer nie ma już śladu!
Ottawa wita!
Ottawa leży na granicy prowincji Ontario i Quebec. Więkoszość mieszkańców tego miasta mówi po angielsku i francusku, w takiej kolejności następuje powitanie. Dalsza rozmowa kontynuowana jest w języku w którym nastąpiła odpowiedź. Muszę przyznać, że ściskała mnie lekka zazdrość, a z drugiej strony byłam pełna podziwu z jaką łatwością zmieniali języki.
Trzy dni w Ottawie były dosyć intensywne, staraliśmy się jednak nie dać się zwariować. Muszę przyznać, że Toronto nas ostatnio zmęczyło i każdy wypad za miasto jest na wagę złota.
Dwa czynniki, które są ważne przy zwiedzaniu zdecydowanie dopisały. Pierwszy, to wspomniania pogoda, drugi to hotel, w którym fakt, że tylko spaliśmy, ale ważne jest też, żeby mieć fajne miejsce do którego można wrócić i zebrać siły na kolejny dzień włóczenia się po mieście.
Hotel znalazłam na booking.com, od pewnego czasu jest to moja ulubiona strona do rezerowowania hoteli w Europie i Kanadzie (uwaga, nikt mi nie płaci za umieszczenie tej nazwy – a szkoda). Hotel nazywał się ByWard Blue Inn i położony był bardzo blisko tętniącej życiem części miasta, czyli marketu ByWard. Cena za noc była rozsądna. Dodatkowo w cenie mieliśmy dosyć dobre śniadania, które dawały nam energię na kilka godzin zwiedzania miasta, oprócz tego z balkonu było widać parlament. No i jak Ottawa miałaby nam się nie spodobać?
Pierwszy dzień był bardzo spokojny, polegał bardziej na rozejrzeniu się dookoła i zaplanowaniu kolejnych dwóch dni, żeby zorientować się co jest warte zobaczenia, oczywiście według naszej skali.
Na drugi dzień, po śniadaniu i krótkiej drzemce, wybraliśmy się na bieg. Jak już pewnie wspominałam, nie raz, jest to idealna forma zobaczenia miasta w krótkim czasie. Lekkim tempem, w słońcu, z licznymi postojami na robienie zdjąć przebiegliśmy 13 km.
Parlament kanadyjski.
Rzeka Ottawa
W czasie biegu wpadliśmy rownież na Sussex Drive, żeby odwiedzić Stephana Harpera, czyli obecnego premiera Kanady. Niestety zapomnieliśmy pod jakim numerem mieszka. Doszliśmy jednak do wniosku, że jego dom na pewno zauważymy. Przecież nie da się przejść obojętnie obok Białego Domu, ani Pałacu Prezydenckiego w Warszawie. No i jakie było nasze zdziwienie, kiedy zobaczyliśmy to:
Po naszym biegowym zwiedzaniu nastąpił czas na lekkie włóczenie się po sklepach. Bardzo lubię małe zakupy na wyjazdach. Mam wtedy więcej czasu, jestem bardziej zrelaksowana i nie mam ochoty zrobić krzywdy wszystkim osobom, które kręcę mi się pod nogami. Jestem po prostu milsza i ogarnięta wyjazdową euforią. Zauważyłam też, że wtedy jestem w stanie zdecydowanie mniej kupić. Nie wiem czy mój wewnętrzny wyjazdowy spokój sprawia, że jestem bardziej rozsądna i nie kupuję impulsywnie? Moim zdecydowanym przeciwieństwem, w tym przypadku jest Kosa, który na takich zakupach łapie wiatr w żagle i wychodzi z kilkoma siatkami, kiedy normalnie w Toronto ma alergią na chodzenie i polowanie po sklepach. Jak widać czas wolny na każdego wpływa inaczej.
Ciepły październikowy wieczór, światła, które tworzą klimat, to idealny czas na założenie statywu na placy i ruszenie na fotograficzny połów. Oto kilka efektów.
ByWard Market
Ottawa ma zdecydowanie europejski klimat. Brak szklanych budynków sprawia, że ma się większe poczucie przestrzeni.
Parlament, myśle, że jedna z najbardziej znanych budowli w Kanadzie. Trochę podobny do Big Bena w Londynie
Ostatni dzień w Ottawie poświęciliśmy na muzeum i ByWard Market, tym razem zakupy warzywne. Trochę było nam szkoda iść do muzeum skoro na dworze świeciło słońce, ale jako prawdziwi turyści podjęliśmy męską decyzję, cel: Muzeum Cywilizacji kanadyjskie Nasze chodzenie po muzeach jest dosyć specyficzne, najczęściej rozdzielamy się i idziemy w interesujących nas kierunkach. Największe wrażenie zrobiła na mnie replika kanadyjskiego miasteczka z początku XX wieku. Miałam wrażenie jakbym przeniosła się w czasie.
Wejście do muzeum przypomina maskę
Wizyta w muzeum trwała kilka godzin, szybkim tempem. Po niej wybraliśmy się jeszcze na zakupy: dynie, marchewki i inne kalafiory patrzyły na nas z każdej strony.
Wizyta w Ottawie dobiegała końca. Muszę przyznać, że trochę żałowałam tak późnego dotarcia do stolicy Kanady. Wydaje mi się, że jest ona lekko niedoceniana przez turystów, niesłusznie. Moja tąsknota za architekturą europejską zdecydowanie przybliżyła mnie do tego miasta. Następna wizyta w Ottawie zaplanowana jest na zimę na przejażdżkę na łyżwach po kanale Rideau.
Endżi | 23 października 2013
|
choć nigdy nie byłam w Kanadzie to uwielbiam!!!
gapowiczka | 23 października 2013
|
Nie dziwię się, to miasto ma klimat!
Grażka | 24 października 2013
|
Czy ja juz mowilam,ze zwiedzanie z Toba Monis Kanady,to cudowna przygoda?Jesli nie to teraz to mowie.Buziaczki skarbie.
Monika | 24 października 2013
|
Ciesze sie Kochana:) Sciskam
juwik | 24 października 2013
|
Wyobraz sobie, ze tez korzystam z booking.com, co pewnie nie jest zbyt dziwne – wielu ludzi tej strony uzywa. Zdziwilybysmy sie pewnie jednak spotykajac sie w hotelu ByWard (tam wlasnie mielismy zarezerwowany nocleg na pazdziernikowy dlugi weekend!). Po przeczytaniu artykulu i obejrzeniu zdjec jeszcze bardziej chce pojechac do Ottawy … . Pozdrawaim, J.
Monika | 24 października 2013
|
Teraz tych stron do rezerwacji jest masa, ze nawet nie wiadomo co wybrac. Ja jednak jestem wierna jednej. Gdybysmy spotkaly sie w Ottawie, to przecieralabym oczy ze zdziwienia:)
Jacek | 25 października 2013
|
Faktycznie, tegoroczna jesień była fantastyczna. Ja natomiast w tym czasie byłem pod namiotem (ostatni raz w tym sezonie), w pięknym prywatnym lesie Haliburton Forest i nawet się opaliłem! A do Ottawy powinienem się wybrać, dawno w tym mieście nie byłym-chociaż prawdę mówiąc, bardziej interesuje mnie kanadyjska (ontaryjska) przyroda, niż zwiedzanie miast… Pozdrawiam!
Monika | 25 października 2013
|
Witaj Jacek! Wiem dokladnie co masz na mysli mowiac o kanadyjskiej, ontaryjskiej przyrodzie. Ja lubie zlapac balans i oprocz pieknych lasow, zobaczyc tez troche innych miast, ktore tak bardzo roznia sie od Toronto. W Kanadzie piekne jest to, ze mozna doswiadczyc praktycznie wszystkiego. Opalanie – w zeszla niedziele podczas maratonu moja skora nabrala kolorow, a byl to 20 pazdziernika! Pozdrawiam!
Brat i Bratowa | 31 października 2013
|
Siema Canado.
Widoki i pogoda po zbóju, aż chciałoby się tam być i zwiedzać z Wami 🙂
A to coś na kanale to nie „przepustnica” tylko śluza ;-), tak gwoli wyjaśnienia 🙂
Pozdro
Monika | 1 listopada 2013
|
Cos czulam, ze to nie przepustnica!
Brat i Bratowa | 31 października 2013
|
A poniżej umieszczam link, który cofnie Was w przeszłość :-), może uda nam się tam spotkać 🙂
https://www.dropbox.com/sh/fd01sbk8dji9q43/F2I7cJhqIo/kalisz_2013#/
Monika | 1 listopada 2013
|
Widze, ze nowy stroj ladnie sie prezentuje:)