Każdy z nas ma przyzwyczajenia, które w pewien sposób wpływają na nasze codzienne funkcjonowanie. Ja mam kilka takich kwiatków, które sprawiają, że pewne rzeczy idą nie tak jak powinny iść, albo tak jakbym tego pragnęła. Postanowiłam, więc być Panią swojego losu i nie dać się sprowadzić na manowce.
Kto mnie bliżej zna ten wie, że jestem ogromną fanką spania. Obudzenie mnie z samego rana graniczy z cudem. Korzystając z okazji chciałabym oficjalnie przeprosić osoby, które miały tą wątpliwą przyjemność. Wieczorne nastawianie dwóch budzików też niewiele pomaga, bo przez kolejną godzinę są na drzemce, tak jak ja.
Rano, wszystkie moje wieczorne postanowienia typu: wstanę wcześniej, żeby pójść biegać lub tym razem nie mogę spóźnić się do pracy, nie mają żadnego znaczenia. Mój mózg zmienia listę priorytetów razem z pierwszym sygnałem budzika. Poranek jest po to, żeby spać, przynajmniej do 8:30! Dodam tylko, że pracę, teoretycznie, zaczynam o 9:00, więc jak łatwo można się domyślić prawie zawsze jestem spóźniona.
Dodatkowo krótki czas na przygotowanie, zjedzenie śniadania sprawia, ze od początku dnia jestem zestresowana i negatywnie nakręcona. Lecę do pracy na złamanie karku z myślą ile mejli i ile spraw do załatwienia już na mnie czeka.
Wczoraj coś we mnie pękło. Oczywiście powodem było kolejne zaspanie, które wywołało we mnie falę negatywnych emocji. Ktoś mógłby pomyśleć: czym się przejmujesz skoro jesteś wiecznie spóźniona? Prawda jest taka, że pomimo tego, że się spóźniam, głównie rano, to bardzo tego nie lubię. Od dzisiaj postanowiłam walczyć z jednym z moich złych przyzwyczajeń i wziąć w garść swój poranek.
Ambitnie nastawiłam budzik na 7:00, dla większości ludzi jest to godzina o której są dawno na nogach, dla mnie natomiast jest to pora o której zazwyczaj przewracam się na drugi bok. Przed snem powiedziałam sobie kilka ciepłych słów, które miały postawić mnie do pionu i zmieniłam dźwięk budzika, tak żeby nie kojarzył mi się z pobudkami od których chcę się odciąć.
Godzina 7:00, słyszę bardzo miłą muzykę dobiegającą z telefonu. Nie za agresywna, nie za delikatna. Idealna. Tradycyjnie wciskam przycisk „drzemka”, mam już to tak opanowane, że nie muszę nawet otwierać oczu. Godzina 7:05, dzwoni budzik numer dwa. Kolejna drzemka do kolekcji. Nic nie jest w stanie mi przeszkodzić.
Godzina 7:15 dzwoni budzik po pierwszej drzemce. Moja sprytna ręka już zbliża się żeby wcisnąć mój ulubiony, poranny przycisk, kiedy nagle otwieram oczy i walcząc sama ze sobą podnoszę się z łóżka. Wstaję! Nie dam się swoim porannym demonom. Jestem totalnie zaspana, człapię do łazienki, wychodzę na balkon i powoli otwierając oczy zaczynam sobie uświadamiać jak jest fajnie. Kosa jeszcze śpi, a ja mam dla siebie dwie godziny czasu przed pracą, które mogę zagospodarować jak chcę. Oczywiście przeszło mi przez głowę, żeby położyć się pod ciepłym kocem w salonie, ale mój zdrowy rozsądek szybko odgonił mojego wewnętrznego śpiocha.
Pierwszy łyk kawy utwierdził mnie w tym, że był to dobry pomysł. Poranna książka, makijaż przy nowym serialu sprawiły, że przywitałam Kosę piosenką i grą na gitarze, czytaj głośnym fałszowaniem i brzękoleniem. W moich dotychczasowych porankach witałam go wymownym wyrazem twarzy: nie mów do mnie nic przez następną godzinę…albo dwie!
Wiem, że nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońca, ale pierwsze koty za płoty. Mój dzisiejszy poranek sprawił, że do pracy przyszła zupełnie inna osoba. Bardziej wyluzowana i rzucająca mniej groźnych, porannych spojrzeń. Myślę, że wiele osób będzie szczęśliwszych z powodu mojego nowego postanowienia.
Ewelina | 13 sierpnia 2013
|
kurcze! czuje, że mnie to też dotyczy. Jednak chyba nie zdobędę się na razie na odwagę dokonania podobnej zmiany ….sen!!! 🙂
Monika | 13 sierpnia 2013
|
Dzisiaj zaliczylam dzien numer dwa, pobudka 7:10, czyli 5 minut wczesniej niz wczoraj. Naprawde warto!:)
Brat i Bratowa from Polska ;-) | 17 sierpnia 2013
|
My o 7.10 od dziesięciu minut jesteśmy w drodze do pracy, a pobudkę zaliczamy już o 5.50., i w tygodniu pracy jest to dla nas mordęga, tak wczesne wstawanie. A w sobotę i niedzielę zazwyczaj budzimy się koło 8 z minutami.
Ale spanie to kwintesencja człowieczeństwa 😉
Monika | 19 sierpnia 2013
|
Podziwiam, ja nie dałabym rady wstawać o 5:50, pewnie cały dzień szukałabym miejsca na małą drzemkę!
makan | 20 sierpnia 2013
|
Dla mnie mogłoby nie być snu … szkoda czasu 😀
Monika | 20 sierpnia 2013
|
Zalała mnie fala zazdrości!
o&g | 4 października 2013
|
hehe znam to doskonale z autopsji 🙂
i jak Ci idzie?dalej trzymasz sie 7?
Monika | 5 października 2013
|
Na razie wewnętrzny śpioch zdecydowanie wygrywa, staram się jednak walczyć każdego dnia, może w końcu mi się uda!