Pisanie bloga powoli zaczęło trochę wchodzić mi w krew i do mojego kalendarza. Za każdym razem, kiedy odkładałam wpis na kolejny dzień, to rośnie we mnie lekkie poczucie winy. Wiem, brzmi to dziwnie, że jako osoba „bezrobotna” nie mogę znaleźć chwili, ale mam wrażenie jakby w ostatnim czasie moja doba skurczyła się do 18 godzin, a mój brak organizacji rośnie z każdym dniem, ale na szczęście teraz jest przełom jesienno – zimowy, więc mam na co zwalić winę. Ale nie o tym chciałam pisać.
W jednym z wpisów wspomniałam, że dostałam permanent residence, czyli pobyt stały w Kanadzie. Nastąpiło to zdecydowanie szybciej, niż przypuszczałam w najśmielszych snach. Po 2,5 miesiącach od złożenia wszystkich papierów! A ja nie mam jeszcze nawet gotowego CV i do obejrzenia pozostały mi dwa sezony Lostów! Co oprócz pracy oznacza dla mnie pobyt stały? Od momentu kiedy, je dostałam mam ubezpieczenie zdrowotne. W Kanadzie można przez całe życie nie pracować, a opieka medyczna przysługuje każdemu. Niezłe prawda? To czego nie mogę robić to głosować i wstąpić do armii (jaka szkoda, a to był jeden z moich pomysłów na życie).
Co jest bardzo ciekawe w piśmie, które dostałam od Ambasady Kanadyjskiej były wypisane wszystkie obowiązki mojego męża przez kolejne trzy lata. Dla przykładu: nie może zmuszać mnie do pracy zarobkowej oraz do prac domowych, musi dostarczać mi podstawowe rzeczy, czyli jedzenie, dach nad głową, ubranie, ogrzewanie, telefon i zaspakajać osobiste potrzeby. Moim jedynym obowiązkiem jest zgłoszenie w odpowiednie miejsce, jeżeli, któryś z powyższych punktów zostanie złamany. To się nazywa równopuprawnienie!:)
Żeby doszło do oficjalnego zmienienia mojego status z turystki na rezydenta musiałam wyjechać z kraju. Szczęście jest takie, że mieszkamy blisko granicy z USA, ale gdybym na przykład mieszkała w Edmonton, które oddalone jest o ponad 1 000 km, to musiałabym kupić bilet lotniczy, żeby za chwilę wrócić. Trochę śmieszne, no ale cóż procedura to procedura. Na granicy wszystko obeszło się bez problemów, pan z urzędu imigracyjnego był formalistą, ale nawet dosyć miłym. Zadał mi kilka pytań m.in czy wwożę ze sobą jakieś dobra. Hm, jedynym dobrem jakie zo sobą wwoziłam byłam ja…Po wbiciu pieczątek do paszportu, dostałam życzenia powodzenia na nowej drodze życia w Kanadzie, prawie się wzruszyłam.
Jakie ma się w sobie uczucia po otrzymaniu pobytu stałego? Z jednej strony jest radość, wiadomo, z drugiej przerażenie, że skończyła się zabawa i trzeba wziąć sie do roboty, a jakby nie patrzeć to będzie to kolejny, dosyć stresujący moment. Szukanie pracy, chodzenie na rozmowy kwalifikacyjne, odpowiadanie (w nie swoim języku) na różne dziwne pytania. Jeszcze nie zaktualizowałam swojego CV, a już na samą myśl o tym wszystkim przerwaca mi się w żołądku.
We wszystkim w Kanadzie startuję z całkowicie czystym kontem. Dopiero czas pokaże jak wykorzystam dane mi szanse, ile znajdę siły i determinacji do tego, żeby poczuć się tutaj chociaż trochę „jak u siebie”.
Brat i Bratowa from Polska ;-) | 9 grudnia 2012
|
Monia jeśli choć trochę Cię znam to wiem, że moc jest z Tobą i nie zatrzymają Cię nawet największe przeszkody. Sądzę nawet, że jakie by te przeszkody nie były to tylko zdeterminują Cię do zdecydowanego działania, a to jak nic doprowadzi Cię do obranego celu.
Bo co Cię nie zabije, to Cie wzmocni 🙂
(te piosenki, które dodajesz do wpisów są extra)
Monika | 13 grudnia 2012
|
Widzę, że wierzycie we mnie bardziej niż chyba ja w siebie, ale to prawda, że czasami upartość nie pozwala mi się zatrzymać. Cieszę się bardzo, że Wam się podoba moje skromne pisanie:)
Brat i Bratowa from Polska ;-) | 9 grudnia 2012
|
ps.
Pozdro dla Szwagra i Jego Familijii 🙂
Ewelina | 9 grudnia 2012
|
Hmmm…jestem pewna, że tak szybko jak wszystko się zmienia ostatnio u Ciebie tak szybko znajdziesz pracę. Wiesz! Kto jak kto? ale Ty Moniś dasz radę. Uśmiech, czar, oczy, spryt to mają nieliczni 😉 Jestem z Tobą! Pozdrowienia
Monika | 13 grudnia 2012
|
Dzięki!:) mam nadzieję, że nie będę szukała pracy przez kolejne pół roku;)Ściskam