Mój 2012 był jak dobra jazda na karuzeli bez trzymanki, w trakcie której podjęłam wiele decyzji. Decyzji, które na pewno wpłyną na kolejne lata mojego i nie tylko mojego życia. Jasne jest, że nie wiemy jak pewne rzeczy się potoczą, ale do odważnych świat należy. Jutro z samego rana zrobię małe podsumowanie, wyznaczę sobie nowe cele na 2013 – ciekawa jestem ile z nich doprowadzę do końca, a jakie nowe, nieprzewidziane pojawią się na mojej drodze. Mogę gwarantować jedno: nie było moim planem znalezienie męża w 2012, a tu proszę! 🙂
No dobrze co poza tym u mnie? Przeżyłam święta, brzuch mi nie eksplodował i na szczęście nie zalałam się łzami z powodu tęsknoty za rodziną, chociaż było blisko. Na pewno były to dla mnie inne święta. Fakt, że te zeszłoroczne były pierwszymi świętami poza domem, ale wtedy traktowałam to jak przygodę. Pierwszy tak długi, niewakacyjny wyjazd do innego kraju. Spędzałam je w gronie osób z różnych krajów, które były w takim samym położeniu jak ja. Wszystko było egzotyczne. Tym razem święta spędzałam z mężem (jejku jak to poważnie brzmi) i z jego rodziną. Na swój sposób było to też dosyć egzotyczne, no bo przecież nie miałam nigdy wcześniej męża.
W Kanadzie najbardziej uroczyście obchodzi się pierwszy dzień świąt. Dzieciaki, i nie tylko, znajdują rano prezenty pod choinką, a wieczorem zasiada się do kolacji i pałaszuje indyka. Drugi dzień świąt to Boxing Day, czyli czas na wielkie wyprzedaże! Zakupoholicy, od 7 rano, szaleją po centrach handlowych tracąc swoje ostatnie pieniądze. Tak się złożyło, że jeszcze ani razu nie brałam udziału w tym wydarzeniu, ale jak któregoś roku tam pójdę to moja karta kredytowa będzie miała jesień średniowiecza.
My święta spędziliśmy bardziej tradycyjnie, czyli świętowaliśmy wigilię i pierwszy dzień świąt. Na drugi dzień wróciliśmy już do domu i odpoczywaliśmy po dwóch dniach nic nie robienia. Człowiek najbardziej jest zmęczony jak się nie narobi. W międzyczasie zdążłam zrobić kilka zdjęć ładnie oświetlonego domu i wybraliśmy się na małą wycieczkę do miejscowości St. Jacobs, która oddalona jest o około 110 km od Toronto i mieszka w niej 2001 osób! Populacja miejscowości cały czas rośnie – tak głosi wikipedia. A teraz mała fotorelacja. Niestety nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, nie gonił nas bizon, nie widziałam łosia, ale jedna ciekawa rzecz nas spotkała.
Tradycyjnie, po kolei…
Specjalnie na potrzeby mojego skromnego blogu poprosiłam Kosę żeby zawiózł mnie w okolicę, gdzie będzie dużo oświetlonych domów. Pojechaliśmy, ale niestety nie było efektu WOW, który pamiętam z filmu o rodzinie Griswoldów. Kto oglądał, ten wie o czym mówię. Tak naprawdę był tylko jeden dom, który nie miał żadnej konkurencji w okolicy kilkudziesięciu kilometrów. Nie mam pojęcia ile czasu zajmuje zamontowanie i zdemontowanie tego wszystkiego, ale jedno jest pewne: nie chciałabym dostać ich rachunku za prąd!
Krótka relacja z St. Jacobs z liczbą ludności 2001. Myślę, że połowa mieszkańców utrzymuje się z turystów, a za zarobione pieniądze kupują sobie konie…
Jednej z rzeczy, której Wam życzę w Nowym Roku to darmowych, czystych publicznych toalet na terenie całej Polski!
Tym optymistycznym akcentem życzę Wam również szampańskiej zabawy, a jeżeli nie będzie szampańska to niech przynajmniej będzie sporo szampana, który zaszumi Wam trochę w głowie i sprawi, że świat od razu będzie wyglądał inaczej.
Brat i Bratowa from Polska ;-) | 5 stycznia 2013
|
W trakcie czytania tego wpisu moja nieomylna żona 😉 doszła do wniosku, że w tekście (przy zdjęciu wiewiórek w śniegu) jest błąd, bo według niej nie robi się aniołków w śniegu tylko ORŁY 😉
Brat i Bratowa from Polska ;-) | 5 stycznia 2013
|
Po dokonaniu powyższego wpisu moja żona stwierdziła, że mnie nie lubi.
Ale że to nie był pierwszy raz, jakiś po mnie to spłynęło 😉 hahahaha
Brat i Bratowa from Polska ;-) | 5 stycznia 2013
|
Efektem powyższego moja nieoceniona żonka podała mi kufel zimnego piwka z sokiem malinowym i delikatnie zasugerowała, że z chęcią by pacnęła mnie piąstka w nos 😉
Monika | 5 stycznia 2013
|
Orły w śniegu to się chyba robiło za czasów wujka Gierka…Teraz są to bardziej subtelne aniołki:) Hm, mam nadzieję, że moje wpisy nie będę powodem Waszych sporów małżeńskich;p
Agatka from Anin | 18 stycznia 2013
|
Grzelko zaraz rok Ci stuknie jak jestes dumną żoną a ja Twojego męża nadal nie widziałam….Kasia chociaż zdjęcia mi pokazała ..a Ty?
Monika | 20 stycznia 2013
|
Agatko jaki rok? w kwietniu będzie rok..ucz się cierpliwości, a będzie Ci dane:)
Beata | 20 czerwca 2014
|
Moje pierwsze Boże Narodzenie po tej stronie Atlantyku, spędziłam w Stanach i miałam dokładnie ten sam plan, zobaczenia domu „Griswoldów” – przeszukaliśmy całą okolice, udało się znaleźć kilka prawie idealnych „griswolodomów” , widzę, że mamy wiele podobnych doświadczeń 🙂
Monika | 20 czerwca 2014
|
Myślę, że w Stanach można znaleźć jeszcze lepsze okazy!