Czym jest dom? Czy jest to tylko budynek o wyższym lub niższym standardzie, w lepszej lub gorszej okolicy? Czy dom, to miejsce na którego samą myśl robi nam się ciepło i momentami chcemy się znaleźć w nim jak najszybciej? Na pewno słowo dom przywołuje różne wspomnienia. Każdy z nas ma za sobą wyprowadzenie się z domu rodzinnego. Opuszczenie gniazda, które w inny sposób, przeżywają dzieci i w inny sposób odczuwają rodzice.
To pierwszy, poważny krok w dorosłe życie, to początek naszej drogi przez różne mieszkania, miasta, kraje, a czasami kontynenty. Nawet się nie spostrzeżemy, kiedy sami zaczynamy zbierać drewno na rozpalenie własnego ogniska domowego.
Kiedy w zeszłym roku przyjechałam do Kanady, wiedziałam, że miejsce w którym zamieszkam będzie tymczasowe, tylko na rok. Teraz jest zupełnie inaczej, o Toronto myślę jak o miejscu w którym powoli zaczynam układać sobie życie. Na pewno nie czuję się jeszcze jak u siebie, pewnie dużo wody będzie musiało upłynąć w Wiśle zanim tak będzie. Jedno jest pewne: wszystko jest na dobrej drodze.
Gdzie teraz mieszkam? W szmince! Mieszkanie w szmince jest ciekawym doświadczeniem i na pewno będzie budziło we mnie wiele wspomnień w przyszłości, ponieważ jest to pierwsze miejsce w Toronto, które stało się moim domem.
Obok siebie znajdują się trzy szminki. My mieszkamy w najmniejszej. Najmniejsza z nich ma 27 pięter, pozostałe mają o 10 pięter więcej. Wszystkie szminki są ze sobą połączone. Mieszkanie w szmince ma swoje plusy i minusy. Zacznijmy od plusów, które czasami mogą być też minusami. Na pewno wielkim plusem jest miejsce. Przespaceruję się kilka minut i za chwilę jestem nad jeziorem Ontario.
Widok na centrum Toronto, które jest oddalone od nas o ok. 10 km.
Mała zatoka na skromne i mniej skromne jachty
Wielkość jeziora Ontario to 19 470 km2, dla porównania powierzchnia największego jeziora w Polsce, Śniardwy, to 11 487,5 km2
W przypadku szminki, lokalizacja jest plusem i minusem. Minusem jest fakt, że pomimo tego, że pod nosem są tramwaje, które dowiozą każdego mieszkańca do stacji metra (taka podróż trwa 40 minut), to jest w tym „mały” minus. Tramwaje te, są jak najbardziej rozkapryszone dzieci, jeżdżą jak im się żywnie podoba. Nie ma żadnego rozkładu jazdy, można jedynie wysłać smsa z numerem przystanku, pojawia się jednak mały problem: sms zwrotny informuje nas o tym co się działo godzinę temu. Hm, może mieszkańcy Toronto podróżują w czasie, a ja po prostu o czymś nie wiem? Jednego dnia miałam wątpliwą przyjemność czekania na tramwaj przez godzinę! Dodam tylko, że w tym czasie padał ulewny deszcze i zdążyły mnie ochlapać dwa samochody. Po godzinie skapitulowałam i poszłam do domu. Stanęłam w oknie i obserwowałam za ile zjawi się zguba. Oczywiście zadziałało prawo Murphy’ego i nastąpiło to za 5 minut. Nie ma to jak TTC, czyli The Toronto Transit Commission, które uczy mnie cierpliwości.
Teraz moja ulubiona część mieszkania na kupie: sąsiedzi! Przyznam szczerze, że nie widzi się ich wielu. Głównie poruszają się trasą: mieszkanie – winda – parking. My mamy jednak szczęście, naszym sąsiadem jest Pan, który najprawdopodobniej wypieka ciasteczka z marihuaną. W sumie jest to jakiś sposób na zarobienie grosza. W październiku, kiedy wiodłam wesołe życie osoby nic nie robiącej, prawie codziennie czuć było marihuanę i wypieki. Raz, spotkaliśmy „naszego piekarza” w windzie i zaczął rozmawiać z nami trzy po trzy. W ręku trzymał ciasto, które komuś znosił na dół. Dobrze jest wiedzieć do kogo można zapukać jak zabraknie czegoś słodkiego do kawy!
Jest jeszcze jedn minus. Alarmy przeciwpożarowe, które w przeciągu trzech tygodni miały miejsce dwa razy. Za każdym razem w nocy. Za pierwszym razem mieliśmy niespodziewaną pobudkę o czwartej nad ranem, jak ciężko jest wtedy wyjść z łóżka. W głowie kołacze jedna myśl: a może to paskudztwo, zaraz, przestanie wyć? Za drugim razem wracaliśmy do domu około pierwszej w nocy, kiedy nagle widzimy cztery wozy strażackie, które jadą na sygnale i skręcają w naszą ulicę. Wszystko jasne! Problem polegał na tym, że przez ponad godzinę nie mogliśmy dostać się do domu. Wszystkie windy zostały zablokowane, a drzwi na klatkę schodową dostępne były tylko dla osób opuszczających budynek. Po trzydziestu minutach było wiadomo, że w obu przypadkach był to fałszywy alarm, pomimo tego strażacy musieli sprawdzić wszystkie 3 szminki. Zajęło im to kolejną godzinę. Cudownie!
A jaki jest największy plus mieszkania w szmince? Największy plus to, to że mieszkam z osobą, która jest bliska mojemu sercu. Alarmy przeciwpożarowe, tramwaje, drażniący wypiekami sąsiad, to pikuś. Fajnie jest wracać do domu, kiedy wiesz, że ktoś na Ciebie czeka.
P.S I jeszcze jeden mały news: dostałam zgodę na pobyt stały, więc wakacje powoli dobiegają końca!
Domel | 15 listopada 2012
|
Gratulacje Mona!!!
Monika | 15 listopada 2012
|
Nawet nie spodziewałam się, że tak szybko pójdzie! A jeszcze zostały mi 3 sezony Lostów do obejrzenia…
Graża | 15 listopada 2012
|
Dzieki za ciekawy opis i ilustracje.Szminki sa ok.
Kaja Le Corre | 15 listopada 2012
|
This is love:-) niewazne gdzie, kiedy..ale z Kim. Buziaki od Emmy dla „cioci Grzelki”:-)
Monika | 22 listopada 2012
|
Dopiero zauważyłam Ciebie Rogala:) Prawda i dobrze o tym wiesz. Buziaki dla Was dziewczynki i może jeden dla chłopca, hm?:)
Brat i Bratowa from Polska ;-) | 21 listopada 2012
|
W Toronto nie ma rozkładów jazdy komunikacji miejskiej i tramwaje czasami się pojawiają, za to w Wałbrzychu są rozkłady jazdy, ale autobusy są jak fata morgana 😉
Monika | 22 listopada 2012
|
Zawsze może być gorzej: brak autobusów i brak rozkładów!;)